Co nowego: Titanic w 3D

    0

    Niedawno minęła setna rocznica zatonięcia wspaniałego Titanica. Sądzę jednak, że to nie ta okoliczność skłoniła Camerona do skonwertowania jego najbardziej kasowego hitu do jakości 3D.

    „Titanic” z perspektywy czasu: zdobył 11 Oscarów (!), jest drugim w kolejności kasowym filmem w historii, grają aktorzy z najwyższej półki. Wymieniać można jeszcze długo. Ma chyba tyle samo fanów, co i przeciwników – zarzucają Cameronowi, że za słodki i że kolejny film romantyczny. Ci pierwsi uważają to za przymioty.

    Nie można jednak odmówić „Titanicowi” uroku. Może jest zbyt ckliwy, ale nikt nagród i miłości widowni (w każdym wieku) mu nie zabierze.

    Z pewnością sukces komercyjny filmu sprawił, że jego twórca postanowił dostosować go do dzisiejszych ‘norm’. Gdyby taki film był produkowany dzisiaj, z całą pewnością w technologii 3D. Dzieje się w nim dużo, a to już dobry powód, żeby ‘zrobić go’ w tej technice. No i być może zarobek z niego będzie pomocny przy kręceniu dokumentu o rowie Mariańskim, o którym ostatnio jest głośno… Z całą pewnością, przy nie tak wielkim wysiłku Cameron zarobi bardzo, bardzo dużo.

    Efekty i akcja robią wrażenie nawet w wersji 2D, więc postanowiłam wybrać się na wersję trójwymiarową. Historię znałam na pamięć, więc skupiłam się na tym, co oferuje nowoczesna technika. Film odświeżony, wrażenia spotęgowane, choć nie tak, jak obiecywał to trailer.

    Kiedy pomyślałam o tym dziele po jakimś czasie, uznałam jednak, że propozycje pomiędzy trójwymiarem a wszystkim innym zostały właściwie zachowane. Niektóre filmy (np. polska „1920. Bitwa Warszawska”) sprawiają wrażenie, jakby robione były pod efekty, a nie tak, jak powinno być powinno, czyli – odwrotnie.

    Pierwszy raz widziałam „Titanica” na dużym ekranie. Żeby zobaczyć go w kinie w roku premiery byłam po prostu za mała. Zrobił na mnie wrażenie w telewizji, więc w sali kinowej z perfekcyjnym nagłośnieniem i jakością dźwięku tym bardziej. James Cameron opatentował przepis na sukces, to jest pewne. Jest też mistrzem trójwymiaru. I wirtuozem emocji.

    Adrianna Woźniak

    Poprzedni artykułPolecamy: Stefan Szczepłek „Deyna”
    Następny artykułZnanenieznane.pl: Kamienny świat