Obcokrajowcy o Świdnicy cz.3

    1

    Karolina Moroz jest  stypendystką prezydenta Świdnicy w dziedzinie kultury. W Świdnicy mieszka od kilku lat. –  Od momentu przyjazdu próbowałam określić się wobec tego, nowego w moim życiu, miejsca – mówi autorka wywiadów z obcokrajowcami, mieszkającymi w Świdnicy, które co sobotę będą publikowane w Magazynie Świdnica24.pl.

    Karolina Moroz

    Niebiesko-szara Świdnica Elli

    -Słyszałam przed chwilą, jak rozmawiałaś przez telefon i jak bardzo zachwycałaś się Berlinem.  Powiedziałaś kilka razy: jaki Berlin jest piękny? Znasz dobrze Berlin?

    Tak, żyłam tam siedem lat. Pytanie o Berlin jest dla mnie pytaniem o ojczyznę, bo ja jestem człowiekiem, który nie ma korzeni: to znaczy mam korzenie polskie, wychowałam się w Niemczech i wróciłam do Polski. Przez te wszystkie przeprowadzki nie miałam uczucia szczególnego przywiązania do jakiegoś  miejsca. A Berlin wybrałam jako miejsca do życia: to był intensywny czas: studia, duże miasto, przyjechałam tam sama, nikogo nie znałam. Pamiętam do dziś mój pierwszy dzień w Berlinie to był dzień zjednoczenia Niemiec: stałam przy oknie, nikogo nie znałam i patrzyłam na ogromne fajerwerki i powoli zaczynałam poznawać to miasto i jego historię, bo jednak podzielone miasto było dziwnym tworem. Po zjednoczeniu Niemiec miałam możliwość wymiany doświadczeń z rówieśnikami, którzy mówili np. kiedy pierwszy raz jedli tic taki – dla mnie było to odkrywcze. Poza tym uwielbiam duże, pulsujące miasta, miasta, które żyją.

    -Czy ty jesteś Niemką?

    Jestem berlińczykiem z wyboru.

    -Kilka razy zaczynałyśmy tę rozmowę, ale nie jestem pewna, czy dobrze zapamiętałam pochodzenie Twojej rodziny. Możesz to jeszcze raz uporządkować?

    Mama urodziła się w Bielsko-Białej w części polskiej, bo Bielsko było podzielone, a tato pochodzi z Makowa Podhalańskiego i jest góralem J

    -Czy twoi rodzice są bardziej polscy niż ty?

    Jak się mnie zapytasz, kim jestem, to zawsze odpowiem, że jestem bardziej Polką. Zawsze byłam Elżbietą – w Niemczech często było to dyskusyjne – czy jestem raczej Elżbieta czy Elisabeth. Ale w Niemczech byłam zawsze Polką.

    -Chciałabym wrócić do wątku miast, który zaczęłyśmy. Skoro powiedziałaś, że lubisz duże, pulsujące miasta, to jak na tym tle widzisz Świdnicę? Jakie było Twoje pierwsze wrażenie związane ze Świdnicą?

    Pierwsze wrażenie było takie, że powiedziałam pracodawcy, że proszę o 6 miesięcy czasu próbnego, bo nie wiem, czy dam radę. Nie wiedziałam po prostu, czy wytrzymam, bo potrzebuję tego szumu, hałasu. Np. zawsze zazdrościłam mojej siostrze, jak pod jej oknami przejeżdżała karetka. Nie wiedziałam po prostu, czy wytrzymam, czy mogę tu żyć.

    -Czy szukałaś czegoś dla siebie w Świdnicy, miejsca dla siebie?

    Szukałam, szukałam.

    -A gdzie szukałaś?

    Chodziłam na spotkania klubu filmowego. Świdnica przypominała mi miasteczko, w którym się wychowałam: co prawda jest mniejsze, bo ma 18000 mieszkańców, ale odbierałam Świdnicę jako mniejszą. Pomyślałam wtedy, że miejsce, gdzie mogłabym żyć, musi być albo takie małe, idylliczne, albo ogromne. Na pewno w przyszłości będzie to albo Berlin, albo Londyn, albo Nowy York.

    -Gdy przyjechałaś do Świdnicy, mówiłaś po polsku na takim poziomie jak teraz?

    Nie.

    -Na ile swobodnie mogłaś się porozumiewać?

    Długo nie mówiłam swobodnie po polsku.

    -Było to dla Ciebie przeszkodą? Zdawałaś sobie sprawę, jaki masz poziom języka?

    Nie boję się używać języków. Nigdy się nie bałam, nawet jeśli robię błędy, bo moim zdaniem, na tym polega nauka.

    -Czy pamiętasz jakąś sytuację związaną z językiem, kiedy zaczęłaś mieszkać w Świdnicy? Myślę tu przede wszystkim o oficjalnych kontaktach.

    Śmieszne sytuacje były zawsze, kiedy musiałam w banku lub na poczcie uzupełniać rubryczkę z kwotą, ale nie chodziło o liczby, tylko słowne podanie liczb. Zawsze wtedy podsuwałam tę karteczkę z prośbą, żeby osoba obsługująca wpisała to za mnie: „Może pani mi te liczby słownie napisać, bo ja tego nie umiem”.

    -W którym miejscu w Świdnicy mieszkasz?

    Na Zawiszowie.

    -To duże osiedle, masz kontakt z sąsiadami? Poznałaś ludzi, którzy mieszkają obok Ciebie?

    Akurat Zawiszów jest taki, że mieszkają tam przede wszystkim rodziny i każdy po pracy wraca do własnych spraw. Zauważyłam, że ludzie są tam anonimowi, rzadko mówią obcym dzień dobry. Tak też odbieram Świdnicę, że jest to miasto zamknięte w takim sensie, że ludzie, którzy się w nim wychowali, mają swoje towarzystwo już od czasów szkolnych. Bardzo trudno jest wejść w to środowisko jako osoba z zewnątrz.

    -Próbowałaś wychodzić do jakichś pubów, gdzie łatwiej nawiązać znajomość?

    Ze względu na brak towarzystwa to było trudne. Kilka razy, owszem, zdarzyło mi się, ale przyjemniej jest wychodzić z kimś. Najczęściej wychodziłam, jak ktoś mnie odwiedzał. Mam na przykład w Świdnicy ulubioną restaurację.

    -Jaką?

    Nazywa się „Pod Kopułą”. Bardzo lubię klimat tego miejsca. Pamiętam dzień, w którym pierwszy raz tam weszłam. Potrzebowałam trochę wytchnienia, był słoneczny dzień, usiadłam i zaczęłam czytać. Zawsze, kiedy ktoś mnie odwiedza, zabieram go właśnie w to miejsce. Naprawdę bardzo, bardzo je lubię. „Pod Kopułą” spotykał się Klub Filmowy, więc tym bardziej czuję sentyment. Często wyobrażałam sobie, kto tam kiedyś mieszkał? Na pewno budynek jest trochę zmieniony, ale przecież to był dom jakiejś rodziny. Często też spotykałam tam i przypadkiem poznawałam ludzi.

    -Czy zdarza Ci się spotykać obcokrajowców w Świdnicy?

    Słyszałam, że są. Słyszałam też jakąś słynną opowieść o lekarzu pochodzenia afrykańskiego, który miał na początku trudności ze zdobyciem zaufania, ale że mu się udało i że ludzie bardzo go dowartościowują. Poza tym nie spotkałam cudzoziemców, ale wszyscy, których spotykam w Świdnicy, to cudowni ludzie. To jest bardzo śmieszne, gdy na przykład przychodzę do zaprzyjaźnionej pani, która „robi mi paznokcie”, wpadam tam zwykle jak burza, a ona mówi: Nasza Elli. Wtedy widzę, że ludzie zauważają mój dziwny akcent, ale sympatycznie to odbierają.

    -Czy miałaś czas i ochotę, żeby poznać trochę historię Świdnicy?

    Jest jedna rzecz, której długo nie wiedziałam, ale ostatnio się dowiedziałam, mianowicie, że Świdnica jest zbudowana na starej twierdzy. Dowiedziałam się o tym przypadkowo. Wiem też, że jest pub umieszczony w dawnych pomieszczeniach tych umocnień, ale nigdy w nim nie byłam. Ta informacja bardzo podnosi walory miasta – staje się ono od razu ciekawsze. Bardzo zauważalne jest dążenie do renowacji i odbudowy pewnych elementów miasta – przykładem jest wieża. Oczywiście szybko zainteresowałam się tym, co to będzie za obiekt. Rekonstrukcja to jest zawsze działanie, nad którymi można dyskutować- społeczeństwo na pewno jest podzielone co do słuszności tego przedsięwzięcia, ale wieża jest bardzo istotna z punktu widzenia turystyki i atrakcyjności miasta.

    W Berlinie do dziś trwają dyskusje wokół zburzenia dawnego budynku Stasi i wybudowaniu na jego miejscu pałacu, który stał tam wcześniej.

    Moim zdaniem Rynek świdnicki jest bardzo ładny. Widoczny jest w nim ten dolnośląski styl i podobieństwo do Jawora, Wrocławia. Jest jeszcze jedna rzecz, może nie bezpośrednio związana z architekturą, ale chciałabym dodać, że bardzo podobają mi się w Świdnicy te budki imitujące kamienice. Moją ulubioną ulicą jest ta, którą jedzie się z góry po bruku w kierunku Tesco. Te stare wille.

    -To jest Sikorskiego.

    Tak. Zawsze, gdy ktokolwiek do mnie przyjeżdża, to tę ulicę mu pokazuję, bo jest imponująca! Bardzo się cieszę, że widać, jak po kolei domy przy Sikorskiego są odnawiane. To jest naprawdę wartościowa i przepiękna ulica.

    -Czy pamiętasz swoje wrażenia, gdy pierwszy raz zobaczyłaś Świdnicę?

    Pamiętam, jak pierwszy raz jechałam taksówką po Świdnicy. To ciekawe, że gdy jesteś pierwszy raz w jakimś miejscu, to widzisz je całkiem inaczej, niż gdy się do niego przyzwyczaisz. Długo miałam problem, by się odnaleźć w Świdnicy i zorientować się we wszystkich uliczkach.  Więc jechałam tą taksówką i byłam zaskoczona architekturą, miastem i wtedy pierwszy raz usłyszałam: „A, bo to jest poniemieckie”.

    Jest jeszcze jeden budynek, który bardzo mi się podoba, to jest stary młyn na Placu Wolności. Szkoda, że niszczeje.

    -Mówisz „poniemieckie”, a czy dostrzegasz wyraźnie różnice w architekturze poszczególnych miast polskich?

    Ja tam się nie znam na architekturze. Ale oczywiście architekturę Dolnego Śląska łatwo się rozpoznaje. Myślę, ze miasta dolnośląskie rozwijają się szybko ze względu na bogatą historię i liczne wpływy. Tym się różnią od miast takich jak Bielsko-Biała. Gdy na przykład jesteś we Wrocławiu, czujesz, że to architektura podobna do berlińskiej,  a jak jesteś w Berlinie, to miasto ma architekturę wrocławską. W Świdnicy widać tę starą, bardzo bogatą architekturę.

    -Powiedziałaś, że na architekturze się nie znasz. A na czym się znasz?

    Na czym się znam? Pod jakim kątem pytasz?

    -Pytam, bo wiem, że zajmujesz się projektami związanymi ze sztuką. Ale równie dobrze możesz odpowiedzieć, że znasz się na robieniu zakupów lub gotowaniu.

    Wiesz, ja jestem człowiekiem, który interesuje się wszystkim po trochu, ale generalnie lubię dużo wiedzieć. Gdybym miała udzielić prostej odpowiedzi, to mogę powiedzieć, że znam się na gotowaniu, na komputerach, na architekturze faktycznie się nie znam. Na szczęście mam kolegę, który jest specjalistą w tym zakresie i on mi bardzo dużo wyjaśnił i pokazał.

    -Czy w Świdnicy możesz swobodnie się realizować, czy raczej masz takie potrzeby, które możesz zaspokoić tylko w dużym mieście?

    Na początku mieszkania w Świdnicy brakowało mi kawiarni, które niedawno powstały. Myślę tu o zwykłym „cafe to go”. Uwielbiam to po prostu, bo to jest dla mnie taki life style. Idę do miasta, kupuję kawę na wynos i idę na zakupy lub coś załatwić. Tego długo w Świdnicy nie było. Do dzisiaj brakuje mi sklepów z artykułami artystycznymi i mam nadzieję, że dużo się zmieni wraz z powstaniem galerii. Brakowało mi ciekawszych, oryginalniejszych sklepów.

    -Czy na mapie Świdnicy zaznaczyło się szczególnie jakieś miejsce?

    Kościół Pokoju był dla mnie punktem orientacyjnym. Było to pierwsze miejsce, które wiedziałam, gdzie jest. W ogóle to jest rewelacyjne miejsce. Niby zwykłe z zewnątrz, a w środku wielki skarb. Bardzo pozytywnie odebrałam Lato na Placu Pokoju, szczególnie zajęcia z dziergania. Może nie mam w tym wielkiego talentu, ale zachwyciła mnie atmosfera tego spotkania. Takich inicjatyw brakowało mi długo w Świdnicy. Chociaż to, co pozytywnie zaskakuje, to duża ilość wydarzeń kulturalnych w Świdnicy: festiwali, koncertów, wystaw. To, co się odbywa w Świdnicy, jest moim zdaniem jak na takie małe miasto niezwykłe i to zawsze postrzegałam pozytywnie. Np. Festiwal Bachowski lub teatry uliczne. Byłam kilka razy w sali teatralnej – w słodkim małym teatrze.

    Myślę teraz jeszcze o takim szczególnym miejscu i serce mi pęka. To jest to stare Kino Gdynia. Wiem, że to kino należy do jakiejś małej sieci, ale jest to obiekt, który trzeba by było odnowić w pierwszej kolejności, żeby to kino utrzymać, a nie zastąpić multipleksem. Trzeba zachować to miejsce, ocieplić. Sama powiedz, gdzie można lepiej obejrzeć film, niż w takim starym, klimatycznym pomieszczeniu, które jest prawdziwe? W Berlinie np. takie kina bezwzględnie są ratowane i tworzy się tam miejsca, w których pokazywane są filmy na wysokim poziomie, filmy kultowe, trudno dostępne. Takie kina mają olbrzymią publiczność. Tylko obawiam się, że w Świdnicy nie ma wystarczająco dużo publiczności, która wybrałaby się do takiego kina.

    -Jak widzisz rozwój turystyki w Świdnicy?

    Żeby turystyka bardziej się rozwijała nie można skupić się tylko na Kościele Pokoju. Świdnica ma dość małą ofertę. Turyści zwykle zwiedzają rynek, idą na kawę, zwiedzają Kościół Pokoju i czasami katedrę. Świetnym pomysłem, już realizowanym w Świdnicy, jest oprowadzanie w strojach z dawnych epok. Ale ta usługa powinna być bardziej dostępna. Ważna byłaby też spójna oferta miasta dla zwiedzających.

    -Wiem, że wolisz duże, pulsujące miasta, więc moje pytanie być może nie jest odpowiednie, ale ciekawi mnie bardzo, czy zwróciłaś uwagę na przyrodę Świdnicy?

    Nie odbieram Świdnicy jako miasta szczególnie zielonego. Wiem, że są zielone okolice Kościoła Pokoju, parki, teren wokół Gminy. Najmniej podobają mi się blokowiska, bo nie ma na nich niczego specyficznego: blok obok bloku. Chyba można zadbać, by Świdnica była bardziej zielona. W Berlinie uwielbiałam to, że na wiosnę, wraz z pierwszym słońcem, ludzie wychodzą na ulicę, rozkładane są ogródki, zaczyna się życie. Jest też taki ruch w Berlinie, jego członkowie robią coś takiego jak graffiti przez przyrodę, to znaczy robią „bomby” z nasionami kwiatów i rzucają je wszędzie. To jest rodzaj sztuki i na razie jest to legalne.

    -Czy jesteś postrzegana w Świdnicy jako Niemka?

    Mam niemiecką rejestrację.

    -Aha, zmieniasz temat. Dobrze, w takim razie powiedz mi, czy miałaś jakieś szczególne sytuacje związane z autem na niemieckich numerach?

    Najbardziej charakterystyczne sytuacje to te, kiedy zatrzymuję się na pasach – ludzie zawsze wtedy patrzą zdziwieni na rejestrację. Niemiec się zatrzyma przed przejściem, Polak nie zawsze. Miałam też dziwną historię w zimę, zaparkowałam wieczorem auto, a rano widzę, że wszystko jest odśnieżone oprócz miejsca wokół mojego auta. Nie mogłam wyjechać, bo dodatkowo za moim autem zgromadzona była zaspa śniegu. Poszłam do spółdzielni, ale nikt nie chciał mi pomóc. Mocno nalegałam i jacyś panowie pomogli mi uwolnić auto. Długo myślałam, że stało się tak z powodu niemieckiej rejestracji. Jeśli chodzi o szczególne traktowanie z tego powodu, że jestem Niemką, to czasem gdy wsiadam do taksówki i zaczynam rozmowę, słyszę zaraz pytanie: „Przepraszam, skąd pani jest?”. Ale nie zawsze rozpoznają mnie jako Niemkę, czasem jestem postrzegana jak Rosjanka lub Ukrainka.

    W Niemczech zawsze byłam dumna z tego, że jestem Polką, ale gdy przeprowadziłam się do Polski przestałam być Polką. Stałam się bardziej Europejką. Pamiętam dobrze moment, kiedy oddałam swoje polskie dokumenty decydując się na niemieckie obywatelstwo. To był trudny moment, ogromny ból dla mnie. Za nic nie chciałam oddać polskiej tożsamości, chociaż wszyscy mówili: to tylko papier. Byłam bardzo związana z polskim papieżem i przyjmowałam często postawę, z której wszyscy się śmiali, ale jak się wychowujesz od czwartego roku życia w państwie niemieckim i odbierasz tam edukację, to na pewno otoczenie bardzo silnie wpływa na ciebie. Na poziomie emocjonalnym jestem Polką.

    Chciałabym dodać jeszcze jedno spostrzeżenie. Zauważyłam, że Polakom trudno zaakceptować inność – np. osoby innych wyznań lub z innych państw. Ta postawa jest według mnie bardziej kształtowana medialnie niż wynika z własnego doświadczenia spotkania z osobą inną niż my.

    -Gdybyś miała teraz nieograniczone możliwości kreacyjne i finansowe, to jakie trzy rzeczy dałabyś, zrobiłabyś dla Świdnicy? Myślę o takich przedsięwzięciach, które byłyby miastu potrzebne.

    Pierwsza rzecz, to odczarowanie ludzi biednych, których widać na ulicach. Chciałabym to zmienić.

    Po drugie: uatrakcyjniłabym sklepy. Szczególnie te w rynku.

    Po trzecie: więcej zieleni w mieście.

    -Jakie słowo polskie jest dla ciebie najtrudniejsze.

    Jest jedno słowo, które bardzo długo starałam się zapamiętać. To jest słowo: „sztućce”, które wydaje mi się nielogiczne. Drugie słowo, które często zapominam to „pościel”. A to, czego się nigdy nie nauczę to jest „Stół z powyłamyyyyyy….”. Jak nie mogę tego przeczytać, to w życiu tego nie powiem.

    -Jakie słowa w języku polskim są ładne – brzmią ładnie?

    Myślę, że poetyka języka polskiego jest przepiękna. Język polski jest melodyjny, zawsze bardziej mi się podobał niż niemiecki. Moja koleżanka, która nie umie mówić po polsku, zawsze uwielbiała słowo: „mrówka”. Bardzo lubię, jak ludzie używają słowa „więc” i „iż”. Użycie tych słów zupełnie zmienia jakość zdania. Całe zdanie jest wtedy piękne.

    -W domu rozmawiacie po polsku?

    Moi rodzice mówią do nas po polsku, ja i siostra rozmawiamy z nimi po niemiecku, a ja z siostrą też rozmawiam po niemiecku. Nasza komunikacja jest zawsze dwujęzyczna. Tylko jak mają cos poważnego, to mówią po niemiecku.

    -Gdy tak rozmawiam z Tobą, mam nieodparte wrażenie, że jesteś osobą z ogromnym temperamentem. W związku z tym pytanie: czy przeklinasz?

    Bardzo, bardzo, bardzo rzadko. Raz na jakiś czas zdarzy mi się nawet po polsku. Wtedy używam „kurde”. Ale jak się żyło tyle lat w Niemczech, to jednak takie: „Scheiße” zostaje.

    Ludzie mnie pytają często, czy marzę po polsku, ale dla mnie jest zastanawiające, czy w ogóle marzy się w jakimś języku? Ale faktycznie takie rzeczy jak myślenie, odbywa się u mnie po niemiecku.

    -Jaką dałabyś radę obcokrajowcowi, który przyjechał do Świdnicy i zamierza tu zamieszkać?

    Na pewno odradzam mieszkanie na blokowisku. Oczywiście zależy, co lubi ta osoba. Może jakieś osiedle domków jednorodzinnych jako miejsce zamieszkania – tam łatwiej pozna się sąsiada, życie na pewno toczy się inaczej niż w blokach.

    Gdybyś miała powiedzieć z jakim kolorem kojarzy się ci Świdnica. Ale szybko, pierwsze skojarzenie.

    Niebiesko-szary.

    -Bardzo dziękuję za rozmowę.

    Dzięki.

    Karolina Moroz

    Projekt zrealizowano dzięki wsparciu finansowemu Gminy Miasto Świdnica.

    Poprzedni artykułPolecam: John Galsworthy “Saga rodu Forsyte’ów”
    Następny artykułWylewanie gulaszu