Najpierw był film Anga Lee, nakręcony na podstawie tego opowiadania, o którym nie lubię za dużo mówić. Bo to jeden z tych, które nosi się w sobie głęboko i stale, dotykający emocji trudnych do przełożenia na język słów.
Potem dopiero była właściwie nie książka, a książeczka, broszurka, zawierająca opowiadanie A.Proulx i jej komentarz do pracy nad scenariuszem filmowym.Opowiadanie to historia trudnej i fatalnej miłości dwóch kowbojów Jacka i Ennisa, miłości, która nie miała się spełnić. Obaj prości, niewykształceni, bez obycia, ukształtowani przez biedę, brak perspektyw, tragiczne wydarzenia losowe. Wychowani w tradycyjnym i konserwatywnym środowisku amerykańskiego zachodu, pełnym uprzedzeń i fobii. Poznają się jako 19 – letni chłopcy, gdy najmują się do licho płatnej roboty przy wypasie owiec w górach Brokeback Mountain. I tam jest początek ich historii, która zaważyła na całym życiu obu i która ciągnąć się będzie latami. Namiętny, miłosny związek rozsadzający schematy życia kowboja z Wyoming. Straszny, bo inny; straszny, bo nieznany i jeszcze bardziej straszny, bo zakazany i pożądany. Obaj zaprzeczają uczuciu, spychając je w podświadomości do roli jednorazowego wybryku, gdzieś tam w górskiej scenerii. Żenią się, na świat przychodzą dzieci, wiodą w miarę ustabilizowane życie…
I na nic ten cały sztafaż, skoro kolejne spotkanie po paru latach uruchamia ponownie lawinę uczuć i namiętności. I tak już będzie nie raz, wyrwane codzienności spotkania i coraz większa udręka. Bo Jack chce wspólnego życia, marzy o małej farmie w Meksyku, gdzieś na odludziu, lecz Ennis jest pełen strachu i obaw. Boi się takich radykalnych kroków i presji środowiska. Bo w twardym, męskim świeci poganiaczy bydła nie ma miejsca na takie relacje, a jeśli się zdarzą, otoczenie nie daruje i zrobi z nimi porządek. To, co nieznane, niezrozumiałe, dziwne, inne budziło strach i agresję, która nie przebierała już w środkach. Ennis się bał, Jack czekał, aż się zdecyduje, lata mijały na sporadycznych spotkaniach, aż w końcu na wszystko było za późno…
To niedługie opowiadanie napisane jest suchym i zwięzłym językiem, nieco szorstkim i chropowatym, ale ma nam unaocznić, że czytamy historię miłosnego związku dwóch prostych kowbojów, a nie zniewieściałych paniczyków.
Porusza trudny i kontrowersyjny – do dziś – temat homoseksualizmu i homofobii, ale tak na prawdę niesie szereg uniwersalnych pytań. O wybór drogi życiowej, o granice kompromisu, o życie w zgodzie z sobą i cenę, jaką się za to płaci. Dylemat stary jak świat – czy podjąć walkę o siebie, czy dać się ponieść konwenansom i zewnętrznym oczekiwaniom. Ale jest to przede wszystkim opowiadanie o miłości dwóch facetów, uwikłanych w tragiczny związek.
A.Proulx napisała opowiadanie, scenarzyści Diana Ossana i Larry McMurtry napisali scenariusz, A.Lee wyreżyserował film. I napełnił suchą, wręcz kostyczną materię opowiadania treścią subtelną i przejmującą. Zrobił piękny i ważny film, a Gustavo Santaolalla napisał do niego niesamowitą muzykę.
Annie Proulx tak pisała o tym, jak jej opowiadanie zaistniało w filmowym wymiarze: „Zanim wreszcie zobaczyłam film, dowiedziałam się od Larry’ego i Diany, że jest bardzo dobry, że język nie doznał uszczerbku, że aktorzy zagrali go znakomicie. Nie byłam jednak przygotowana na ten grad emocji, który przeżyłam w trakcie oglądania. Bohaterowie wdarli się z powrotem do mojego umysłu, więksi i silniejsi. […] Film wytrącił mnie z równowagi. Miałam wrażenie, że podobnie jak starożytni Egipcjanie, którzy cienkim haczykiem wywlekali mózg trupa przez nozdrza, zanim go zmumifikowali, obsada i ekipa pracująca przy tym filmie, wszyscy aż po reżysera, weszli do mojego umysłu i wyciągnęli z niego obrazy. Szczególnie silne było to odczucie w odniesieniu do Heatha Ledgera, który wiedział lepiej niż ja, co czuł i myślał Ennis, i zbudował z przerażającą mocą intymny portret tego boleśnie potrzebującego pomocy chłopaka z rancza. To niesamowite wrażenie, kiedy oglądasz zdarzenia, które zrodziły się w prywatności twoich własnych myśli i które bezradnie starasz się przekazać innym za pomocą maleńkich czarnych znaczków na papierze, jawiące się przed tobą w ramach przytłaczającego doświadczenia wizualnego. Zrozumiałam, że ja, jako pisarka, odbyłam tę najrzadszą z podróży filmowych: moja opowieść nie została okaleczona, tylko wzbogacona o imponujące i poruszające imaginarium, które wstrząsa umysłem i ściska za serce.”
A miało nie być o filmie…Chyba jednak się nie da.
Izabela Jankowska