Karanie żądzy

    2

    Czas akcji późne popołudnie, a w zasadzie wczesny wieczór około godziny 19.00, listopadowy czwartek. Jest już ciemno i lekko mroźnie. Miejsce akcji – spory parking przed jedną z galerii handlowych. Od skromnego samochodu osobowego marki Opel, w którym siedzą dwie niewiasty w wieku średnim podchodzi, a raczej pobiega niewysoki „chudziak” odziany w skórę. W ręku ma sportową torbę i wyciąga z niej pudełko z markowymi (?) perfumami. Zaczyna swój „marketingowy” spektakl, w którym on odgrywa rolę cwanego złodzieja sprzedającego świeży łup. Takich doręczycieli okazji kręci się wszędzie pełno. Można na nich trafić w urzędach, biurach, przychodniach.

    Niemal każda kobieta dbająca o swój wygląd i zapach ma takiego pana Gienia, który za bezcen sprzedaje najbardziej pożądane zapachy kosztujące legalnie krocie. Nasz „parkingowy szczurek perfumowy” sprytem otumania zawsze czujne panie i wciska im za 50 zetów od sztuki 3 Hugo Bossy i 2 Paco Rabany. Później w domu, w pełnym świetle okazuje się, że są to tylko Hugo Boos-y o miłym zapachu, ale nie tej znanej marce. A z mitu Paco Rabana pozostało tylko magiczne imię. Akcja okazała się wzorcowym nabijaniem w butelkę, a może w cztery flakoniki. Jednak przyznać należy, że mistrzostwo oszusta było wyjątkowe. Przy tej okazji przypomniał mi się jeden z ostatnich wywiadów Roberta Więckiewicza, jaki przeczytałem na którymś z często odwiedzanych portali. Szczególnie początek wywiadu „ Świat według Roberta Więckiewicza” był niezwykle zbliżony do opisanej sytuacji – „Dawniej, widząc dojeżdżający do przystanku autobus, byłem skłonny podbiec te 20 metrów. Już nie. Niech sobie ten autobus pojedzie. Może w następnym będzie coś fajniejszego?”

    Nie wiem, czy istotę problemu złapią młodzi ludzie, który mają poczucie konieczności chwytania życia na gorąco. Ale, gdy się jest na etapie, który można opisać jednym znamiennym stwierdzeniem – gdyby młodość wiedziała, a starość mogła- wówczas inaczej patrzy się na wiele rzeczy.

    Pewnie dlatego młodym wydaje się, że jeśli gdzieś nie pójdą, zabraknie ich, to coś ważnego ich ominie. Dlatego pewnie z takich zachwytem ścigają się w wyścigu szczurów, łapią niemal każdą okazję i dają wodzić się wszechobecnym manipulatorom.  A mnie to już chyba nie interesuje. „Chyba”, bo czasami, jak w opisywanym wyżej przypadku daję się podejść i zmanipulować. Ale potraktujmy to, jako wypadek przy pracy. Generalnie jednak nie obchodzi mnie odjeżdżający autobus. Podobnie, jak aktor z Nowej Rudy uważam, że w następnym może być znacznie fajniej. Kiedy zaczyna się cenić tzw. święty spokój, dochodzi się do jedynie słusznej prawdy, że nie będzie się we wszystkich miejscach, nie pozna się wszystkich ludzi, nie przeczyta wszystkich książek, nie pokocha najpiękniejszych kobiet – wówczas osiąga się cudowny stan wolności od tego, co zbędne, niepotrzebne i ciążące, jak balast. Nie czytam już beletrystyki, bo historie mojego życia są nie mniej zajmujące od tych opisanych. Rozczytuję się za to w biografiach, bo dzisiaj z innej perspektywy wolę poznawać ludzi, o których kiedyś uczono mnie w szkole. Wolę sam budować swój świat, nawet jeśli może okazać się on koślawy. I to żaden przejaw egoizmu, a tylko wolności tworzenia. Pewnie dlatego kocham koty z ich niezależnością. A co do naprawy świata? Nie da się, bo jest za duży i zbyt odległy. Lepiej naprawiać sobie, uczyć się na błędach i starać się mieć porządek w sobie. A pomagać potrzebującym można i trzeba, jeśli ma się chęci i możliwości, a nie jedynie dla uspokojenia swojego sumienia. I po raz kolejny zgadzam się z tym, co w wywiadzie powiedział Więckiewicz – „Nie interesują mnie pozorne relacje, pozór kontaktów i samo zachwyt, że jesteśmy en vogue, trendy, w głównym nurcie. Nie jesteśmy. Jesteśmy w dupie. Jeśli pani nie usiądzie i nie będzie mogła porozmawiać ze swoimi bliskimi normalnie, to jest pani w dupie, za przeproszeniem. I siedem tysięcy znajomych na Facebooku nic tu nie pomoże.” Ani nawet spryskanie się najdroższymi perfumami Hugo Bossa.

    Wacław Piechocki

    Poprzedni artykułUfo nad Świdnicą?! [FOTO]
    Następny artykułPolecamy: Joseph Heller „Paragraf 22”