Wywiad z, niekoniecznie, tylko jednym pytaniem.
Zna go wielu świdniczan, a także ci, dla których pasja do gór jest istotą życia. Piotr Snopczyński jest niezwykle aktywnym człowiekiem. Uważa, że póki żyje, musi szukać czegoś nowego, poznawać innych ludzi i świat. Robi to konsekwentnie od lat, choć sprawdzał się nie tylko jako himalaista i ratownik górski, ale także jako nauczyciel, ciężarowiec, narciarz, judoka, szkoleniowiec oddziałów specjalnych, niosący pomoc i ratunek w czasie najpoważniejszych powodzi, specjalista od robót wysokościowych. Świdniczanin z urodzenia.
Był świadkiem wielu interesujących chwil swojego miasta. Pamięta i targi, które odbywały się w Rynku, gdzie mieszkał; i konne furmanki pełne warzyw i owoców; i słynne głośniki miejskiego radiowęzła, pod którymi stały tłumy mieszkańców słuchające relacji z Wyścigu Pokoju, i popołudniowe grupy Greków mieszkających wówczas w Świdnicy codziennie dyskutujących zażarcie; i magiczne uliczki i przejścia rynkowe; i wieżę ratuszową, na którą wchodził z Waldkiem Hamerskim i Tomkiem Tryzną.
Z melancholią wspomina nawet pomnik Wilhelma stojący w Rynku. Ma sentyment i do ówczesnego miasta, ale i do starych pięknych przedmiotów, które zbiera z pasją. Był nawet świadkiem zawalenia się świdnickiej wieży ratuszowej. Wydarzenie zainspirowało wspomnianych kolegów do nakręcenia filmu „Siódmy dzień tygodnia”, wyróżnionego na jednym z przeglądów filmów amatorskich w Łodzi. Później była „emigracja” do Sobieszowa, gdzie pobierał nauki w technikum przemysłu drzewnego. Tam, pod Chojnikiem, „zachorował” na góry. Zaczął poznawać Sudety Zachodnie i intensywnie uprawiać sport. Przyczynił się do tego „zimny wychów” w internacie. Poranne gimnastyki, bez względu na pogodę i biegi terenowe pod Chojnikiem zrobiły swoje. Znał ten rejon jak własną kieszeń. Pierwszą dużą górą, na którą wszedł była Śnieżka. Wówczas zobaczył pierwszy raz ratowników górskich i stąd późniejsze fascynacje tą dziedziną. Intensywnie trenował i w domu bywał tylko gościem. Ale taki styl życia wymagał wyrzeczeń. Mam dzisiaj tego świadomość. Później były studia na Akadami Wychowania Fizycznego. Uprawiał w tym czasie judo, piłkę ręczną, podnoszenie ciężarów i narciarstwo. We wszystkich tych dziedzinach ma uprawnienia mistrzowskie. Pracował przez jakiś czas w szkole, ale ówczesna mizeria naszej edukacji zniechęciła go do dalszej pracy. Ilością pasji, którym się oddaje mógłby podzielić się z niejednym rówieśnikiem. Zbiera stare i piękne przedmioty; fotografuje i filmuje, na wszystkich swoich wyprawach; kiedyś miła ogromny zbiór naklejek filumenistyczny (zapałczanych), gotuje tylko na wyprawach.
Góry były i są jego pasją życia. Wokół nich obraca się niemal wszystko. Od lat jest w gronie polskich himalaistów zdobywających najwyższe szczyty świata. Wraz ze Świdnickim Ośrodkiem Kultury organizuje Dni Gór. Dzięki niemu mieszkańcy Świdnicy mają okazję poznać piękno Himalajów, spotkać wielu sławnych ludzi, a także obejrzeć zdjęcia i filmy z ekspedycji. Wspinał się w Tatrach, Alpach, zdobył szczyty Kaukazu, Karakorum oraz Himalaje, w których stracił odmrożone palce stóp podczas wyprawy na Gaszerbrum II (8035). W 2003r. otrzymał kulturalną nagrodę Prezydenta Świdnicy, a gmina wiejska podjęła uchwalę o uhonorowaniu Piotra Snopczyńskiego tytułem Zasłużony dla gminy Świdnica. Ważniejsze jego wspinaczki to – 1984 r. – Karakorum – Latok II (7108 m); 1985 r. – Latok I (7285 m); 1991 r. – Rakaposhi (7788 m); 1991r. – Mount Everest (8848 m) – zachodnim żebrem -1993r. – Gasherbrum II (8035 m) – podczas tej wyprawy bardzo mocno odmrażając sobie kończyny dolne i górne, 1996 r. – K-2 (8611 m) od strony północnej, 1997 r. – Mount Everest (8848 m) od strony północnej, 1998 r. – Nanga Parbat (8125 m) z Narodową Wyprawą Zimową, 2000 – Makalu, Shisha Pangmy 2006 r. i ubiegłoroczna najdłuższe Narodowa Wyprawa Zimowa w Himalaje na Broad Peak(8047 m). Przez 35 lat jako starszy ratownik Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego przeszkolił wielu młodych ludzi i zaraził ich miłością do gór.
Czy żyjąc tak intensywnie Piotr Snopczyński ma jeszcze czas na marzenia?
– Pewnie, że tak. Marzy mi się wycieczka dookoła świata z moja żoną Anią. Taką nastawioną na zwiedzanie i poznawanie ludzi. Bo mam nieraz wyrzuty sumienia, że moje życie rodzinne było dość jednostronne. Marzy mi się po raz trzeci wspinać się na Mount Everest. Marzy mi się, by moja Pogorzała stała się rodzinnym siedliskiem Snopczyńskich. Dzieci coraz większe i dobrze by było, gdyby nasz dom stał się dla nich takim miejscem. I marzą mi się wejście na Ama Dablam (w tłumaczeniu: Matka z perłowym naszyjnikiem), świętą górę Nepalczyków. Jeden z najbardziej charakterystycznych szczytów w okolicy Mount Everestu i może jeszcze wejście na McKinley.
Wacław Piechocki