Wywiad z, niekoniecznie, tylko jednym pytaniem.
Od wielu, wielu lat jest symbolem świdnickiej kobiecej piłki siatkowej. Najpierw to czynna zawodniczka w drużynie Polonii Świdnica. Był taki okres w jej życiu, że występowała w kadrze polskich juniorek. Wspólnie z koleżankami ze świdnickiej drużyny Aliną Nowak-Pluskotą, Grażyną Niedźwiecką, Jadwigą Aszkiełowicz, Dorotą Świeniewicz i Magdaleną Serwą. Była medalistką Mistrzostw Europy i Polski. Obecnie pełni społecznie funkcję prezesa reaktywowanego klubu MKS „Świdnica”. Jest członkiem zarządu Dolnośląskiego Związku Piłki Siatkowej we Wrocławiu. W jej klubie trenuje blisko półtorej setki świdnickich dziewcząt. A ostatnie sukcesy podstawowego zespołu z całą pewnością wpłyną na zainteresowanie młodzieży tym stricte świdnickim sportem kobiecym. Sport ma olbrzymi wpływ na życie naszej bohaterki. Dzięki niemu, a może przez „siatkówkę” musiała opuszczać swoje rodzinne miasto. To na szczęście już tylko historia. Sport też doprowadził do niesamowitej aktywność pani Elżbiety. Chcąc mieć wpływ na jego rozwój, zdecydowała się kandydować w ubiegłorocznych wyborach do sejmiku województwa. Mimo że w sukces wierzyły może nie więcej niż trzy osoby, jak sam przyznaje z uśmiechem – dzisiaj jest radną w sejmiku. I to nie taką „malowaną”, tylko od podnoszenia ręki w trakcie głosowania. Ma świadomość oczekiwań, jakie na niej spoczywają i czuje się z tym dobrze. Uważa, że znacznie łatwiej jest rozwiązywać problemy innych. Od swoich wcale nie ucieka. Ma w sobie mądrość, jaką zdobywa się z upływem lat. Ceni to i potrafi wykorzystać. Jest tolerancyjna i wyrozumiała, choć tylko raz daje szansę. No, chyba, że widzi znaczną poprawę – wówczas jej pryncypialność „pęka”. Jest ciepła i ma w sobie sporo empatii. A przy tym, jak prawdziwa kobieta, czasami uroni łezkę. Mimo zaangażowania w życie polityczne, nie poddaje się partyjnym gierkom. I to jest jej objaw dojrzałości i odporności na przeróżne pokusy. Ela Gaszyńska jest dumna ze swojego syna Dawida i jego żony, Agnieszki. Cieszy się, że potrafili dostrzec się w tym niełatwym świecie i znaleźli w nim swoje miejsce. A Agnieszka ze swoją urodą i mądrością podbiła i jej serce. Nasza dzisiejsza bohaterka tka swoje życie mozolnie, pokonując przeróżne trudności, ale wciąż do przodu. Nie czuje się kobietą spełnioną, bo wciąż szuka nowych wyzwań. Teraz zaczęła kurs prawa jazdy i jest z tego niezwykle dumna. To mądra i dobra kobieta. Ma w sobie dużo spokoju i refleksji.
Jej największą pasją jest czytanie. Wystarczy sprawdzić jej kartę biblioteczną, a wszystko będzie jasne. Czyta różną literaturę. Był czas klasyków rosyjskich, i polskiej współczesnej prozy, biografii, pamiętników, powieści historycznych i innych. Nie ciągnie ją do beletrystyki, bo uważa, że najlepsze historie opowiada samo życie. Nie przepada też za przesiadywaniem w kuchennych klimatach. Jest zwolenniczką skutecznej kuchni – ugotować, zjeść i sprzątnąć.
Czy żyjąc tak intensywnie ma Pani jeszcze czas na marzenia? A jeśli tak, to jakie one są?
– Nie. Zawsze mocno stąpałam po ziemi. Moje marzenia były najczęściej planami do realizacji. Choć jest coś, o czym jednak dzisiaj marzę. Mając w pamięci ostatnie problemy zdrowotne mojego męża, marzę o tym by w zdrowiu i bez zbędnych emocji żyć z moimi najbliższymi. No i marzę o przyszłej wnuczce. Koniecznie. Ale jestem cierpliwa.