Przez wiele lat Kraszowice były jedną z najbardziej zaniedbanych przez miasto dzielnic. Doczekały się po kilkudziesięciu latach kanalizacji, dróg, chodników, ale problemów wciąż jest mnóstwo, o czym można było się przekonać, słuchając licznych skarg i petycji mieszkańców podczas spotkania z władzami miasta. W 3-godzinnej rozmowie udział wzięło ponad 50 osób, a w krzyżowy ogień pytań zostali wzięci prezydent Wojciech Murdzek, jego zastępcy Ireneusz Pałac i Waldemar Skórski oraz zastępca komendanta Straży Miejskiej Józef Rączkowski. Obecnych było także troje radnych.
Jednym z najważniejszych problemów, który wywołała najwięcej emocji, jest brak placu zabaw i miejsca dla młodzieży. – Zamknięty został skromny plac przy szkole podstawowej i od tego czasu naprawdę nie mamy się gdzie podziać z naszymi pociechami, a małych dzieci jest mnóstwo – alarmowały młode mamy. Wtórowała im skromna reprezentacja młodzieży. – Przeganiają nas z torów i krawężników, ale gdzie mamy usiąść, żeby po prostu pogadać? Problemu nie rozwiązuje niewielki plac miedzy mostem, rzeką a jezdnią. – Tam jest po prostu niebezpiecznie – mówili zgodnie i bez względu na wiek mieszkańcy Kraszowic.
Przedstawianą już kilka lat temu propozycję utworzenia placu zabaw wraz z miejscem do rekreacji ponowił proboszcz Jarosław Żmuda. – Przy naszym kościele jest dość miejsca, z którego skorzystać mogliby nie tylko mieszkańcy Kraszowic, ale także Osiedla Słowiańskiego – zachęcał. – Gdyby miasto i być może prywatni sponsorzy zechcieli zainwestować, bardzo chętnie wydzielimy część terenu. Pomysł już na spotkaniu zyskał akceptację mieszkańców, którzy uznali, ze to rzeczywiście dobre miejsce. Zainteresowanie wyraził również prezydent Wojciech Murdzek i zadeklarował chęć spotkania z przedstawicielami parafii. Trudno jednak było oczekiwać natychmiastowej decyzji.
Mieszkańcy pożalili się także na brak pojemników do segregacji odpadów. – Musimy jeździć do miasta, a wielu po prostu pali plastik! Cały świat trąbi o ekologii, a u nas?
Wiceprezydent Ireneusz pałac tłumaczył, że w tej chwili za selektywną zbiórkę odpowiadają prywatne firmy i miasto nie ma na nie wpływu. Sytuacja zmieni się po wejściu w życie tzw. „ustawy śmieciowej”, na mocy której właścicielem wszystkich odpadów będą gminy. Wówczas – jak deklarował wiceprezydent – na pewno jeszcze raz zostanie przemyślany cały pan rozstawiania pojemników, uwzględniający jednak koszty. Ustawa może zacząć obowiązywać od stycznia.
Jak bumerang wrócił problem ulicy Chłopskiej, której mieszkańcy od lat walczą o położenie nawierzchni z prawdziwego zdarzenia. Częściowo udało się z tej gruntowej drogi wyeliminować ciężki transport, jednak utwardzanie wciąż jest połowicznym rozwiązaniem. Dopóki jednak droga w połowie jest własnością PKP, miasto ma związane ręce. Sporo emocji wzbudziły niezrealizowane plany remontu innych ulic – Poprzecznej i Czereśniowej. Ta ostatnia ma być odnowiona, jednak mieszkańcy wskazali, że Poprzeczna ma większe znaczenie i woleliby innej kolejności. Co uda się zrobić, będzie zależało od przyszłorocznego budżetu.
Mieszkańcy skarżyli się również na dzikie wysypiska śmieci, brak porządku przy posesjach, brak odśnieżania i sprzątania wielu ulic, a także na drzewa, zagrażające dużym samochodom. Obawy budzi również plan przebudowy wiaduktu na ulicy Sprzymierzeńców. Mieszkańcy boją się, że wraz z poszerzeniem przejazdu pojawi się ciężki transport. Jednak jak tłumaczył prezydent, tu chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo pieszych, zmierzających nad zalew Witoszówka. Na razie żadnych dat przebudowy nie ma.
To było ostatnie przed wakacjami spotkanie władz i lokalnej społeczności. Kolejna tura w kolejnych dzielnicach jesienią.
asz
[photospace]