Odkąd tylko pamiętam, w Polsce panuje takie przekonanie, że dzieci znanych rodziców mają z górki. Zarzuca się Patrycji Markowskiej, że bez taty nie zrobiłaby nic. Podobnie jest z córką Beaty Kozidrak i z wieloma innymi muzykami czy aktorami. Pewnie gdzieś w tym jest cień prawdy , natomiast jeśli chodzi braci Cugowskich, synów wokalisty Budki Suflera, nie sądzę, żeby było tak lekko. Chłopaki grali od dawna dla wiernego grona ciężko zdobytych przez siebie fanów. Nie poszli na łatwiznę i konsekwentnie tworzyli swoją muzykę, charakteryzującą się ostrymi rockowymi riffami gitarowymi i czadowym wokalem Piotrka Cugowskiego. Zanim pojawiło się ich pierwsze wydawnictwo, panowie próbowali się przebić pukając do różnych drzwi. Nawet otworzono im drzwi do polskich preselekcji do Eurowizji. O ile pamiętam, wokalista również wziął udział w kampanii wyborczej i nagrał dla Platformy Obywatelskiej duet z Alicją Bachledą-Curuś, opatrzony ckliwym tekstem i klipem na łące wśród śpiewu ptaków, gdzie beztrosko hasali po zielonej trawie. Takie zabiegi jednak na coś się przydały, bo kiedy wydali wreszcie swój pierwszy album „Fobrock”, kraj oszalał na punkcie zespołu o nazwie Bracia.
Na „Fobrocku”, znalazła się eurowizyjna propozycja „Missing every moment”, która kojarzy mi się z graniem w stylu Aerosmith. To bardzo ciekawe doświadczenie, bo głos Piotrka jest jakby żywcem wyjęty z lat 70 – tych. Aż chce się wsiąść do amerykańskiego cabrio, włączyć tę piosenkę najgłośniej jak się da i gnać przed siebie, gdzie droga poprowadzi i oczywiście na ile stan paliwa pozwoli. Kolejnym singlem była świetna rockowa ballada „Niczego więcej”. Ta piosenka ma tak wyjątkowy klimat i nie sądzę, by ktoś stworzył coś lepszego albo chociaż podobnego. Ten album zawiera jeszcze dwie konkretne ballady, które mogłyby być moją osobistą ścieżką dźwiękową życia. Trochę fantazjuję, ale szkoda, że to niemożliwe. Są to „Mary Jane” oraz „Doskonały plan”. Oprócz tego, że teksty i kompozycje są wspaniałe, to Piotrek swoim niebywałym głosem wyciska mimowolnie łzy wzruszenia. W „Doskonałym planie” akurat oprócz Piotrka, zaśpiewał jeszcze brat, Wojtek. No niby fajnie, niby dobrze zaśpiewane, ale w zestawieniu z Piotrkiem wypada to tak blado, że wolałbym, żeby Wojtek tylko grał na gitarze. Natomiast gdy sam wykonuje utwór „Prisoner”, nie ma kto go przyćmić i słucha się tego świetnie. Prawdziwy rockowy kawałek. Takich na tej płycie jest wiele. Album zawiera 12 piosenek, każda jest zupełnie inna i mam przy każdej zupełnie inne doznania. Fanom cięższego grania gorąco polecam utwory „Szara twarz”, „Jak ogień”, „Love” oraz „Machina”. To są czadowe utwory, które na pewno pasowałyby nawet do repertuaru zespołu Velvet Revolver. Zaś jeśli chodzi o teksty, to również są one mocną stroną tej płyty.
Bracia to świetni muzycy. Słychać to bardzo na tej płycie, która wręcz żyje własnym życiem. W pracę nad tym albumem na pewno włożono wiele serca. W okresie, gdy „Fobrock” był na czasie, na gitarze grał z chłopakami znakomity muzyk Sebastian Piekarek. W późniejszych latach rozpoczął współpracę z Dodą i chłopaki stworzyli kolejne utwory bez udziału Seby. Są to znane i mniej znane kompozycje, które – z przykrością stwierdzam, nie przekonały mnie tak jak te z „Fobrocka”. Uważam, że jak dotąd, pierwszy album jest ich najlepszym materiałem. Czekam z niecierpliwością na kolejną dawkę tak energetycznych piosenek.
Kamil Franczak