Sala teatru miejskiego wypełniona po brzegi. Na scenie świdnicki zespół Tantua. Prawie dwugodzinny koncert promował płytę „nieBYT”, najnowsze wydawnictwo zespołu.
Ich styl ciężko scharakteryzować jednym zdaniem, ale na pewno odnaleźć w nim można elementy etno, word music czy folk. Sami muzycy podkreślają, że inspiracje czerpią z różnych często krańcowo odmiennych gatunków muzycznych i z tej „mieszanki” właśnie bierze się unikatowy charakter ich twórczości.
Muzycy do gry wykorzystują zarówno oryginalne i rzadko spotykane instrumenty ludowe, jak lira korbowa, sanza, fidel, kalimba, udu, berimbao, djembe – a także instrumenty bardziej tradycyjne, czyli gitary.
Tantua to 6 muzyków. McAron – śpiewacz, etatowy etno-szaman, zaklinacz słów i dźwięków, przeklinacz, kierowca, Paweu – gitarowy pieszczoch (twórca melodyki), taktyk (czujnik) muzyczny, dyktator i kreator dźwięku, najlepszy gitarzysta w zespole, Artur – staranny (styrany), metronom, rytm płynie w jego żyłach, nie nosi zegarka… bo po co, Tomek – grzechotnik, dopełniacz rytmu, lubi wszystko co syczy, grzechocze i dzwoni, naczelny rozśmieszacz, niezbędnik zespołowy i towarzyski, Witek – ostoja aut(ent)yzmu, multiinstrumentalista, nie wyprodukowano jeszcze instrumentu, na którym nie potrafiłby zagrać, Bartek – najświeższy, najmłodszy i najbardziej obiecujący członek zespołu. Tylko nieliczni widzieli go bez gitary basowej.
[photospace]