Zwycięzca IV edycji programu „IDOL”, która zakończyła się w czerwcu 2005 roku. Podczas trwania programu było o nim bardzo głośno, a jurorzy programu wręcz piali z zachwytu na jego widok. Po finale wystąpił w Sopocie podczas Festiwalu TOP Trendy oraz był gościem wówczas jeszcze polsatowskiego programu, „Kuba Wojewódzki”. Tam wypadł jako artysta zdecydowanie wiedzący czego chce. Nie miał zamiaru dać się zmanipulować przez pracowników dużej wytwórni płytowej. Aż dwa lata od finału programu trzeba było czekać na solowy debiut Maćka Silskiego. W końcu pojawił się album „Alodium”. Maciek zmienił wizerunek i z rasowego rockmana z zapuszczonymi piórami, został wystylizowany na Banderasa z zawadiacką fryzurą. Mimo to w dalszym ciągu sprawiał wrażenie mężczyzny z charakterem, którym niewątpliwie był. Śmiem tak mówić, gdyż brałem udział w tej edycji tego programu i miałem przyjemność wystąpić wraz z nim w półfinałowym odcinku. Do dziś twierdzę, że z takim człowiekiem warto było przegrać.
W końcu doczekałem się. Pamiętam, że na swoje 18. urodziny dostałem ten album w prezencie. Towarzyszył mi bardzo długo, zanim znalazłem nowy materiał do wałkowania. Co prawda, po zapowiedziach i samych ambicjach Silskiego, spodziewałem się trochę innej płyty. Przede wszystkim o wiele bardziej rockowej. Jednak stylistycznie płyta jest raczej gitarowym pop-rockiem. Na pierwszego singla poszła piosenka „Póki jesteś”, z którą Maciek wystąpił podczas opolskich Premier. Tutaj był dowód, że publiczność dalej darzy go sympatią, bo za pomocą sms-ów, widzowie załatwili mu 3 miejsce. Gorzej już było podczas Sopot TOP Trendy, gdzie w koncercie Trendy, Silski wystąpił z piosenką „Totototak”. Tam nie udało się zająć dobrego miejsca. W każdym razie tuż przed premierą płyty miał genialną promocję i dobre występy na dużych scenach muzycznych naszego kraju. Później pojawił się kolejny singiel, „Gdy umiera dzień”. Nie ma co kryć, że piosenka jest największym hitem tego artysty, bo cały czas można trafić na nią w czołowych polskich radiach.
Oprócz singli na płycie znajduje się również bardzo dużo perełek muzycznych. Gorąco polecam „Wino”, „Sama”, „Bananaman”, „Rock Air”, „Samsobiepan” oraz „Tarzanboy”. To są fajne gitarowe kompozycje, z chwytliwymi liniami melodycznymi. Na długo te piosenki zapadają w pamięci i nucą się same przy codziennych czynnościach. Maciek Silski, jako szczecinianin, sprawił również ogromną gratkę mieszkańcom swojego rodzinnego miasta. Otóż kilka jego piosenek nawiązuje do Szczecina.
Płytę „Alodium” polecam nie tylko dlatego, że to jest kawał dobrej muzyki. Chciałbym również pokazać, że często naprawdę fajne płyty nie są doceniane w Polsce. Gdyby nie „Gdy umiera dzień”, kto wie jakby ta płyta się sprzedawała. W każdym razie w 2008 roku spotkałem się z Maćkiem i pytałem o jego plany. W 2009 roku miała ukazać się jego druga płyta. Do tej pory brak jakichkolwiek wieści na ten temat. Z tego co wiem, Silskiego głównie można posłuchać w szczecińskim klubie „Rocker”, w którym regularnie gra koncerty z zespołem Water Stone. Czekam więc z niecierpliwością na wyjście z „Rockera” i powrót na dużą scenę muzyczną.
Kamil Franczak