Wywiad z, niekoniecznie, jednym pytaniem
Przez kilka lat funkcjonowaliśmy gdzieś obok siebie, nie zamieniając słowa. Spotkaliśmy się zupełnie przypadkowo i wówczas potwierdziła się prawda, że ktoś emanujący dobrą energią i optymizmem życiowym nie musi robić wiele, by ludzie lgnęli do niego.
Znają go i w Łazanach, w Żarowie, i w Świdnicy. Po pierwsze z racji urodzenia, zamieszkania i aktywnego funkcjonowania w życiu społecznym tej niewielkiej miejscowości. W Świdnicy z racji dyrektorowania w najstarszym i chyba największym liceum ogólnokształcącym im. Jana Kasprowicza. Jest jeszcze kilka sfer, w których Robert Kaśków realizuje się by , jak mawia, „ jego życie nie było nudne”. Nasz dzisiejszy rozmówca jest doktorem nauk humanistycznych, specjalistą do XVI i XVII wiecznych relacji polsko – żydowskich. Ma olbrzymi sentyment do tej kultury, której umiłowaniem j zaraził go profesor Jerzy Woronczak. Profesor Woronczak był chlubą wrocławskiej polonistyki, jednocześnie wybitnym mediewistą, judaistą oraz znawcą językoznawstwa matematycznego. Zbierając materiały do swojej pracy doktorskiej nasz bohater poznawał ówczesną, mało znaną literaturę antyżydowską, której treść przypomina mu się ilekroć zaczyna się kampania wyborcza i pojawiają się współczesne materiały propagandowe. Mają one zdaniem Roberta Kaśkowa bardzo wiele wspólnego ze sobą.
Samorząd i wszelkie działanie na rzecz społeczności lokalnej to jego pasja. Samorządowcem jest z zamiłowania, ponieważ uważa, że rozstrzygają się na tej płaszczyźnie bardzo ważne sprawy, które mają wpływ na nas samych i na jakość naszego życia. Uważa, wzorem Arystotelesa, że każdy z nas musi się interesować polityką. I nie zniechęca go do tego jakość debaty publicznej. Jego zdaniem nie powinno to być argumentem za tzw. „odpuszczaniem sobie”, bo jeśli tak się stanie, to jakość pracy lokalnego samorządu będzie niezadowalająca. Im więcej ludzi mądrych i światłych będzie się angażować w lokalne samorządy, tym ich poziom będzie wyższy. Ale zawsze najważniejsze jest zaufanie ludzi, czytaj wyborców. A z tym Rober Kaśków nie ma problemów. Jest wieloletnim radnym rady miejskiej Żarowa i w jednej z kadencji nawet jej przewodniczył. Wielki fan Winstona Leonarda Spencera Churchilla – brytyjskiego polityka, mówcy, stratega, pisarza i historyka. Dwukrotnego premiera Zjednoczonego Królestwa, laureata literackiej Nagrody Nobla, honorowego obywatela Stanów Zjednoczonych. W 2002 r. w plebiscycie organizowanym przez BBC uznanego za najwybitniejszego Brytyjczyka wszech czasów. Pan Rober mawia, że idąc śladami swojego guru robi wszystko „by bezbrzeżne obszary nudy nie zalały jego biografii”. Czymś właśnie takim jest ostatnia, niemal dwuletnia fascynacja Churchillem. I tak bywa co jakiś czas. Przez rok lub dwa poznaje coś, zbiera, kolekcjonuje, by po ostudzeniu tego zapału przerzucić się na coś nowego. Teraz jest czas na powrót do filozofii. Na czytanie, przypominanie sobie i odświeżanie posiadanej już wiedzy. Po latach spędzonych na dyrektorowaniu za biurkiem dość łatwo jest wpaść w rutynę urzędniczych spraw. Stąd też ciągłe poszukiwanie i odkrywanie czegoś nowego. Była także przygoda teatralna z grupą znajomych i przyjaciół. Było to coś zupełnie innego i „zwariowanego”. Dla niektórych kontrowersyjnego, ale dla niego niezwykle ciekawego i zajmującego.
Potrafi „zbić” karmnik dla ptaków, przyciąć półkę. Dobrze czuje się w miejscach, które zna i wśród ludzi sobie znanych. Dzięki temu czuje się człowiekiem spełnionym.
Czy żyjąc w takim tempie i mając wciąż w perspektywie coś nowego do odkrycia, poznania ma pan czas na marzenia? Obojętnie czy realne, czy też zupełnie odlotowe?
– Marzę o wielu rzeczach, ale nie ma wśród nich jednego dominującego nad pozostałymi. Po pierwsze chciałbym bardzo zobaczyć i odwiedzić Syberię. Nie pragnę podróżowania w sensie tym najczęściej praktykowanym. Fascynuje mnie Rosja jako kraj i stąd to marzenie poznania. Chciałbym napisać książkę i do tego zbieram się już od pewnego czasu. Ale w tym przypadku brakuje mi odwagi i pewności siebie. O marzeniach związanych z moimi bliskimi nie będę mówił. Przez długi okres swojego dzieciństwa byłem w marzeniach Winnetou. Ale gdy dowiedziałem się, że podobne marzenia miał Adolf Hitler, który był wiernym czytelnikiem książek Karola Maya, wówczas mniej mi się już podobał Winnetou. Kiedy byłem dzieckiem chciałem też być wybitnym piłkarzem. Takim jak Pele. Miłość do piłki nożnej nie skończyła się do dzisiaj. Gram i chętnie chodzę na mecze, i na stadiony. Nawet puste, gdy nierozgrywane są na nich mecze. Tak, chciałem być Pele albo Adamem Nawałką. To było marzenie większe i mniejsze. Dzisiaj wiem, że kariery piłkarskiej już nie zrobię. A szkoda. Tyle mam jeszcze w sobie mocy!