Kiedy Jan Tadeusz Stanisławski, znakomity polski satyryk, członek kabaretu Pod Egidą oraz autor wielu tekstów piosenek, rozpoczynał cykl satyrycznych wykładów Katedry Mniemanologii Stosowanej „O wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia” w Trójkowej audycji Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy, miałem znacznie więcej włosów na głowie i byłem o kilka kilogramów młodszy. Nie zwracałem wówczas uwagi na subtelne różnice semantyczne. Święta to były święta. Podniosły nastrój. Stół pełen niecodziennych potraw, prezenty i chyba wszystko. Czas mijał. A mój ogląd świąt też się zmieniał. Przez spory kawałek życia ważne były tylko te zimowe. Z choinką, śniegiem, pasterką, karpiem i uszkami. Pewnie wszystkie moje doznania opierały się na walorach estetycznych i emocjach wywołanych magią Wigilii i Bożego Narodzenia.
Gdy żył mój ojciec, wszystko miało swój porządek. Opowieści o tym, co przygotowywano przed świętami na Wołyniu, skąd pochodził. Nauczyłem się przepisów niemal wszystkich potraw z wigilijnego stołu. Były coroczne rodzinne spotkanie przy jednym stole u naszej babci. Zdarzało się, że siadało przy nim nawet dwadzieścia osób. Później było nas coraz mniej. Pogoda też z roku na rok stawała się mniej świąteczno – magiczna. Zamiast kopiastego śniegu i skrzypiącego mrozu, był deszcze i późnojesienne temperatury. Dzisiaj śnieg przypomniał sobie o bożonarodzeniowej powinności. Od kilku lat pojawia się w grudniu, by leżeć prawie przez całą zimę. Choinki i potrawy też są na właściwym miejscu. Zawodzą najważniejsi bohaterowie moich świąt – najbliżsi mi ludzie. Jest ich coraz mniej. Stół staje się mniej ludny, ale to jedno wolne miejsce przy nim zawsze czeka.
Na tego, który w drodze. Na tego, który odszedł, ale chcielibyśmy by był wciąż przy nas. Na każdego potrzebującego ciepła, miłości i bliskości.
ŻYCZĘ WSZYSTKIM SPOKOJNYCH I RODZINNYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA!
Wacław Piechocki