Tkanie życia: Magdalena i Andrzej Kucharscy

    2

    Wywiad z, niekoniecznie tylko, jednym pytaniem

    W kraju, w którym szkło kojarzy się najczęściej ze szklanką lub słoikiem Kucharscy podnoszą „szklane sprawy” do rangi sztuki najwyższej i niezwykle wyrafinowanej. Są artystami tworzącymi w technologii fusing, która polega na łączeniu pod wpływem odpowiedniej temperatury elementów szklanych o różnych kształtach, kolorach, gatunkach – w całość przyjmującą odpowiednie formy przestrzenne. Stapianie szkła dokonuje się w zakresie temperatur od 680oC do 830oC, w specjalnych piecach ze sterowaniem za pomocą mikroprocesora, z automatyczna kontrolą całego procesu wraz z chłodzeniem. W piecach tych można stapiać, giąć, formować i dekorować szkło w sposób precyzyjny, powtarzalny. Do fusingu stosuje się odpowiednie materiały m.in. różne gatunki kolorowego szkła, posypki, granulaty i pręciki szklane, farby szklarskie i kalkomanie, minerały, szkliwa, metale (złoto, platyna), tlenki metali, formy, płyty, matryce gipsowe, ceramiczne i ze stali nierdzewnej oraz specjalne papiery i filce kaolinowe, środek oddzielający Szelf Primer. Technologia fusingu stwarza twórcom nieograniczone możliwości ekspresji artystycznej, dzięki ogromnej gamie kolorystycznej stosowanych barwników, rodzajów i form szkła stapianego warstwowo – daje to możliwość tworzenia reliefowych płaskorzeźb, a także zatapianie w szkle innych materiałów, stanowiących urozmaicenie kompozycji.

    Magdalena i Andrzej Kucharscy należą do ścisłej światowej czołówki twórców tej odrodzonej dzięki kosmicznym materiałom technologii. Wielokrotnie nagradzani, prezentowali swoje prace w galeriach amerykańskich, europejskich, azjatyckich. Są obecni wszędzie tym, gdzie prezentuje się szkło artystyczne na najwyższym światowym poziomie. Obrazy Magdaleny Kucharskiej i prace jej męża Andrzeja znajdują się między innymi w stałej ekspozycji Museo Municipal de Arte en Vidrio – Alcorcon (w Hiszpanii), Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze oraz Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Prace Kucharskich wprowadzają odbiorcę ich twórczości w magiczny świat form dekoracyjnych wykonanych ze szkła oraz szklanych obrazów przedstawiających martwe natury, przedstawienia figuratywne. Byliśmy w ich domu i pracowni. Piliśmy wspólnie kawę i bawiliśmy się z ich kotami. Z nieukrywaną przyjemnością odkrywaliśmy, że nasi gospodarze są przystępni, otwarci i ciepli. Z jednej strony świat wielkiej sztuki – galerie, wystawy, znane nazwiska i wielkie metropolie, a z drugiej – dom w cichej uliczce, koty snujące się po pracowni, brak blichtru i zadęcia, wielka odważna sztuka powstająca bez rozgłosu, kamer i niedostępnych agentów. Tacy są Magda i Jędruś. Obalają mit artysty natchnionego i niedostępnego, czasami traktującego swoich odbiorców protekcjonalnie. Oni cieszą się swoją sztuka i tą radością dzielą z innymi.

    Magdalena Kucharska jest absolwentką PWSSP we Wrocławiu (obecnie ASP), Wydziału Ceramiki i Szkła. Dyplom uzyskała w 1991 roku, w pracowni ceramiki prof. Krystyny Cybińskiej. Zajmuje się szkłem, rysunkiem, malarstwem i ceramiką łącząc te dziedziny sztuki w niekonwencjonalny sposób. Po jedenastu latach spędzonych w Kluczborku, w 2000 powróciła do Świdnicy, swojego rodzinnego miasta, gdzie wraz ze swoim mężem kontynuują pracę twórczą we własnym studio. W roku 1994 Magdalena Kucharska wzięła udział w konkursie na 100 najlepszych prac roku ze szkła, który cyklicznie organizuje Corning Museum w Nowym Yorku. Jej obraz został dostrzeżony spośród paru tysięcy prac nadesłanych przez artystów z całego świata. Przez dwie edycje Kucharscy uczestniczyli także w prestiżowej wystawie Glass Now w Japonii. Świetną passę artystów przerwało tragiczne trzęsienie ziemi w Cobe i wycofanie się głównego sponsora – firmy Yamaha. Andrzej Kucharski urodził się w Kluczborku, jako ósme pokolenie „szklarzy” tzn. hutników szkła. Wuj jego ojca był znanym i cenionym grawerem, który był m.in. autorem daru miasta Lwowa dla Józefa Piłsudskiego. Obciążony rodową przeszłością nie mógł skończyć innej szkoły, jak PWSSP (obecnie ASP) we Wrocławiu, wydziału Ceramiki i Szkła. Dyplom uzyskał w 1987 roku, w pracowni szkła prof. Ludwika Kiczury. Był jednym z najzdolniejszych studentów, który jeszcze przed uzyskaniem dyplomy miał już swoje indywidualne wystawy zagraniczne. W swoim cv mógłby zapisać, że był ratownikiem medycznym. Jak twierdzi, ma olbrzymią cierpliwość do ludzi i wszystko im wybacza.

    Oboje tworzą od 1986 roku niezwykły związek oparty na metafizycznym wręcz porozumieniu i wspólnocie. W Marinie, we Wrocławiu między mostem Uniwersyteckim a Mieszczańskim prowadzą autorską galerię MOYA.

    Czy tworząc i żyjąc tak intensywnie w świecie szkła można mieć jeszcze jakieś marzenia, niekoniecznie związane z tym, co ma się na co dzień?

    Magda: – Ja mam jedno, ale związane z tym, co robię, a może bardziej, co chciałbym robić. Zawsze marzyłam o tym, by dmuchać szkło. Kiedy jeździłam z Andrzejem do huty, to mówiłam, że jestem taki „niedokształcony” szklarz. Teraz mam wymarzony plan nauczenia się dmuchania na palnikach. Zawsze staram się dostosować wszystko do realnych możliwości. Technika poszła na tyle do przodu, że można to robić w domu. Palniki są nieduże i taki sam jest płomień. Dzięki temu wszystko można będzie połączyć. I jest jeszcze coś innego, z czego Andrzej się śmieje. Wg niego mogłabym jeszcze prowadzić hotel, bo mam wszystko poukładane i rozplanowane w głowie. Mogę się z tym zgodzić, ale na razie o tym nie marzę.

    Andrzej: – Nasz zawód, który wykonujemy to codzienny trening marzeń. Jeśli nie mamy jakiegoś konkretnego celu w perspektywie do osiągnięcia, to praca traci sens. Marzymy i musimy te swoje wizje realizować. Na tym polega przyjemność tworzenia. A gdybym mógł cofnąć czas i kilka kilogramów to chciałbym poznawać świat w najdalszych krańcach. Jechać np. na pół roku w ramach tzw. wolontariatu do Afryki i żyć tam. Odkrywać innych ludzi. Przede wszystkim właśnie ich. Ludzie fascynują mnie. Nie ruiny, jakieś kupki cegieł, czy coś w tym rodzaju. A później wrócić i pojechać gdzieś do Meksyku i tam poznawać. To jest to inne moje marzenie. No i jest jeszcze jedno związane z uprawianiem sportu. Kiedyś miałem do tego dystans intelektualisty. Dzisiaj patrzę na to z politowaniem i gdybym mógł cofnąć czas, to nigdy nie przesiedziałbym trzy noce nad książką, a robiłbym to, co moi koledzy – grałbym za piłką. To najbardziej klarowna forma sprawdzenia siebie. Szybka i jednoznaczna.

    Wacław Piechocki

    [photospace]

    Poprzedni artykułCzary Penelopy: Pieczone pirożki czyli…
    Następny artykułPodróże z Magazynem Swidnica24.pl