Polacy zza Buga i z centralnej Polski, Żydzi, Cyganie, Grecy, Niemcy, Rosjanie… Różne narodowości, wyznania i obyczaje, które łączy to samo miejsce i czas: wszyscy trafili po 1945 roku do Świdnicy. Przybyli z niełatwym bagażem: oprócz walizek z przesiedleńczym dobytkiem przywieźli uprzedzenia i obawy przed nieznanym Dolnym Śląskiem. Stworzyli tu nowy wielokulturowy świat, o którym opowiada spektakl „Sami obcy”. 22 września w Kościele Pokoju współcześni świdniczanie wcielili się w role świdniczan sprzed kilku dekad.
– Ta sztuka powstała z chęci pozostawienia świadectwa mojemu wnukowi: pisałam ją pięć lat temu, gdy miał przyjść na świat w Wielkiej Brytanii. Chciałam również uwiecznić moich rodziców, którzy przyjechali po wojnie spod Grodna – opowiada Mariola Mackiewicz, polonistka z II LO, autorka scenariusza. – Rodzicom zawdzięczam otwarty dom, w którym przewijali się ludzie o różnym pochodzeniu i światopoglądzie. Mama, położna pracowała z lekarzem, który był Żydem z Pragi, a jej najlepsza przyjaciółka była Greczynką. Czasem wróżyła jej Cyganka; do sklepu taty przychodzili Sowieci… Nikt nie mówił o tolerancji, to było coś naturalnego. Różnorodność okazała się wartością. Wszyscy byli tu obcy, napływowi, a przez to bardziej swoi. Dziś nadużywa się słowa tolerancja, a i tak za bardzo nam ona nie wychodzi – dodaje Mackiewicz, która w „Samych obcych” wciela się w rolę Narratorki.
Sztuka po raz pierwszy została wystawiona w 2015 roku na dworcu w Świdnicy i w Kościele Pokoju. – Zbiegło się to z napływem uchodźców w Europie, z kolejnymi falami migrantów i z dyskusjami, czy przyjąć u nas Syryjczyków. Temat obcych wydaje się nadal aktualny, wciąż odrabiamy tę lekcję – dodaje scenarzystka.
/Kościół Pokoju w Świdnicy, opr. mn/
fot. Dariusz Nowaczyński