Tym razem literatura została wyprzedzona przez film. Pierwszy raz obejrzałem „Opowieści galicyjskie” Andrzeja Stasiuka w wersji kinowej. Na podstawie książki powstał w 2008 roku film fabularny „Wino truskawkowe”, wyreżyserowany przez Dariusza Jabłońskiego. I zupełnie zbaraniałem. Zachwycało mnie w nim wszystko. I obraz, i charaktery bohaterów, i ich historie, język, dosłownie wszystko. Tak zacząłem wgryzać się w Stasiuka.
„Opowieści Galicyjskie” jego pióra to obszerny zbiór opowiadań, które wcześniej cyklicznie ukazywały się w „Tygodniku Powszechnym”. Każde z nich stanowi jakby osobną całość. A mimo to nie można oprzeć się wrażeniu, że kompletne są jedynie wtedy, gdy są czytane jedno po drugim jako całość. Wrażenie zostało zbudowane poprzez umiejscowienie akcji i ogólnej problematyki w regionie jednej z krain geograficznych. Na obszarze dawnego zaboru austriackiego – Galicji, co zasygnalizowano już w tytule zbioru. Pojawiają się konkretne nazwy miejscowości: Dukla, Limanowa, Sękowa, które pozwalają jeszcze bardziej zawęzić miejsce akcji do mieszczącego się w południowo-wschodniej Polsce Beskidu Niskiego. Krainę tę, od wieków zamieszkiwaną przez Łemków, ze swoją bujną, niezmienną przyrodą uwikłaną w zmienność pór roku, nawiedza przybysz z zewnątrz. W skład zbioru wchodzi piętnaście opowiadań: Józek, Władek, Kowal, Kruk, Janek, Miejsce, Kościejny, Lewandowski, Knajpa, Babka, Rudy Sierżant, Noc, Maryśka, Spowiedź, Noc druga, Koniec.
Stasiuk w swej mini powieści opisuje społeczność Beskidu Niskiego w okresie przemian po upadku systemu komunistycznego i likwidacji miejscowego PGR-u. Narrator, którym jest człowiek z zewnątrz, dostrzega metamorfozy zachodzące w poszczególnych ludziach w momencie, kiedy kosmos PGR-u zamienia się w chaos kapitalizmu. Tylko część społeczności potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości, reszta skazana jest na wegetację w miejscu zapomnianym przez świat. Beskid Niski przedstawiony przez Stasiuka jest miejscem mitycznym, w którym czas zakreśla koło, a przeszłość, teraźniejszość i przyszłość współistnieją. Ta swoista narracja jest istotna, ponieważ tylko Obcy, wrzucony w mocno zintegrowane społeczeństwo, jest w stanie zaobserwować, jak społeczeństwo to reaguje na zmiany, które przyszły z czasem, bo i ten jest w opowieściach istotny, i tego nie można rejestrować, nie znając wcześniejszych losów tych terenów. Jak twierdzi jedna z recenzentek książki Stasiuka –„Obcy, przybyły z zewnątrz, człowiek z bogatą przeszłością, mogący pochwalić się lekturą literatury polskiej i europejskiej, o szerokich horyzontach: tylko ktoś taki jest w stanie wniknąć w psychikę ludzi, a także dostrzec, jak w tę ograniczoną pasmami gór przestrzeń wkrada się nowe, a odwieczny zdawałoby się porządek, tkwiący w PGR-owej szarości, wywraca się na lewą stronę. Ten to intelektualista snuje swoją leniwą, niespieszną – jak egzystencja opisywanych ludzi – historię, w której „wszystko, co dostrzeżone musi być opowiedziane, a wielkość i nuda tej opowieści przypomina nudę i wielkość wszystkich (…) tołstojów, proustów z joyce’ami”.
Stasiuk opisuje świat, który zmienia się na oczach żyjących tam ludzi, od zawsze godzących się na to, co daje im los, nie próbujących się z nim wadzić, z zakodowanymi w głowie z dziada pradziada rytuałami, ceremoniami, przyzwyczajeniami – które nagle, z dnia na dzień, dezaktualizują się. Opowiadania pisane są w czasie teraźniejszym, z nieustannymi odniesieniami do tego, co było „wczoraj” – co wzmacnia wrażenie, że mamy do czynienia z relacją – czy wręcz z reportażem, pisanym w istotnym dla tej małej społeczności momencie. Dzięki zastosowaniu czasu teraźniejszego mamy poczucie ciągłego uczestnictwa w przedstawianych wydarzeniach. Pierwszy – najważniejszy wątek, widoczny w opowiadaniach, to ten związany ze zmianami ekonomiczno-społecznymi, zaszłymi na tamtym terenie na początku lat dziewięćdziesiątych, po upadku systemu komunistycznego. Ale oprócz tego wyróżnić możemy mnóstwo wątków pobocznych. Nieomal w każdym opowiadaniu pojawiają się informacje o życiu tych ludzi, nieznających zegarków innych niż słoneczny, jak Janek z opowiadania o tym samym tytule. Stasiuk próbuje zwrócić uwagę czytelnika na sprzęgnięcie życia tych ludzi z naturą: oni – jak w reymontowskich Chłopach – żyją uwikłani w jej odwieczny rytm. Pokazuje, że są jej częścią, zrośnięci z ziemią nie mniej, niż stary Boryna – mimo że beskidzka ziemia częściej rodzi kamienie, niż zboże. Pod tym względem proza Stasiuka jest chyba ewenementem na skalę europejską, jeśli nie światową. Nie ma chyba drugiego pisarza, który w tak plastyczny sposób potrafiłby oddać charakter opisywanego świata, ze wszystkimi jego chropowatościami, załamaniami światła, kolorami i egzotyką. Dzięki umiejętnościom warsztatowym pisarza, bliski zarówno pod względem geograficznym, jak i kulturowym, nieodległy w czasie świat zamknięty w Opowieściach Galicyjskich chce się odkrywać; i robi się to z ogromną ciekawością. Bo zastosowane słownictwo, krystalicznie czyste metafory, precyzyjna konstrukcja postaci i przejrzyste przesłanie towarzyszące każdemu z opowiadań, przy całym kunszcie wykonania – pozostają w dalszym ciągu jasne i interesujące.
Wacław Piechocki