Gabriella Kaczkowska – nazywana serdecznie przez pacjentów i ich rodziny panią Gabrysią, to jedna z pracowniczek świdnickiego Towarzystwa Przyjaciół Chorych „Hospicjum”. Jej przygoda z placówką miała trwać ‚chwilę”, a jest od czterech lat. Na co dzień lubi przeczytać dobrą książkę historyczną i pracę w ogrodzie. Jednak jej życiową misją jest niesienie pomocy potrzebującym.
Dlaczego zdecydowała się Pani na pracę w Hospicjum?
Bo chciałam pomagać. Przede wszystkim pomagać ludziom, którzy tak jak ja kiedyś, znaleźli się w trudnym momencie życia, w którym nieuchronnie zbliża się strata bliskiej osoby z powodu choroby. Chce pomagać nawet tym, którzy jeszcze nie wiedzą dlaczego trafili do hospicjum i o jaką pomoc proszą. Chce im to uświadomić. Dlaczego się zdecydowałam? Nie wiem…mimo, że rozmowy z rodzinami są często bardzo trudne i bardzo bolesne to chcę im pomagać. Na początku nie potrafiłam rozgraniczać życia prywatnego od zawodowego, dzisiaj chyba już to potrafię, mimo to każda rodzina, która do nas przychodzi jest dla mnie bardzo bliska, bo wiem co czuje, sama to przeszłam.
Mi też kiedyś ktoś pomógł. Głośno powiedział POTRAFISZ !
I dziś, ja oddaję TO innym…
Jak to się zaczęło?
Moja przygoda z hospicjum trwa już prawie cztery lata . Pracę w hospicjum zaproponowano mi, bo uznano, że jestem osobą empatyczną i dobrze nawiązującą kontakt z ludźmi szukającymi pomocy. Tak to się zaczęło. Właściwie to nie jest praca. To jest misja. Spotykanie się z osobami chorymi lub mającymi chorych w rodzinie, z ludźmi, którzy mają nieszczęście uczestniczenia w odchodzeniu innych. Życie jest takie kruche.
Czym na co dzień zajmuje się Pani w hospicjum?
Oprócz tego, że zajmuje się się zapisywaniem pacjentów, przydzielaniem pielęgniarki i ustalaniem terminu przyjścia do chorego to dbam o sprzęt i wypożyczam go naszym podopiecznym. Przede wszystkim jednak rozmawiam. Pragnę żeby ludzie, którzy przyjdą do nas mieli świadomość, że hospicjum to nie jest miejsce, gdzie umierają ludzie. My jesteśmy po to, aby pomagać chorym i ich rodzinom godnie żyć.
Jaki sprzęt jest potrzebny najbardziej?
Zapotrzebowanie na sprzęt jest bardzo duże. Większość osób, które leżą potrzebują, specjalistycznego łóżka, które jest drogie. Jest ono sterowane pilotem dzięki czemu pacjent sam może sobie zmienić pozycję. Poza tym koncentratory tlenu służące do sprawnego oddychania, materace odleżynowe za pomocą, których pacjent może uniknąć ciężkich ran. Do tego oczywiście balkoniki, chodziki i wózki inwalidzkie. Do których zachęcam rodziny. Kiedy już zrobi się ciepło, wyjdzie słońce proszę, żeby zabrali osoby chore – leżące lub siedzące w domach, odizolowane od społeczeństwa na spacer, gdzie są kwiaty, ptaki, gdzie toczy się życie. To jest bardzo potrzebne tym chorym.
A jak wiele osób przychodzi po pomoc do hospicjum?
W tej chwili mamy 68 podopiecznych. W tygodniu nowych pacjentów zapisuje od trzech do pięciu osób. Czasami to tak wygląda, że nikt nie przychodzi przez kilka dni, a potem nagle tak jakby podjechał autobus, jest sznurek ludzi, którzy przychodzą ze skierowaniem do hospicjum domowego. Wtedy nasza poczekalnia jest pełna.
Czy mogę powiedzieć, że jest Pani twarzą hospicjum dla rodzin?
Może twarzą nie, ale chciałabym, żeby ludzie czuli, że dajemy im tutaj serce i zaangażowanie. Bez oszczędzania czasu, bez wyliczania. Nigdzie indziej tego nie dostaną. Ja też kiedyś potrzebowałam tego czasu. Żebym mogła zrozumieć w jakim momencie życia się znalazłam. Żebym mogła się z tym pogodzić. Oczywiście fachowe rozmowy są prowadzone przez Panią psycholog. Czasami zdarza się, że ludzie nie potrafią sobie poradzić tym co się dzieje. Wtedy to właśnie Pani psycholog rozmawia z chorymi i ich bliskimi dzięki czemu potrafią się oni odnieść do zaistniałej sytuacji i z nią pogodzić.
Rozmowę przeprowadził Artur Ciachowski.