W okolicach miejscowości Rajcany na Słowacji w dniach 21 i 22 września rozegrano 48. i 49. eliminację do tegorocznego Pucharu Świata w modelarstwie swobodnie latającym, tj. w klasach F1A, F1B, F1C, F1Q, F1H i F1G. Z fantastycznej strony zaprezentował się młody świdniczanin – Franciszek Halicki.
W sobotę odbyły się tradycyjne już zawody „Zabokreky Cup”, a w niedzielę „Hogo Cup”, w których – w klasie F1A (modele szybowców klasy mistrzowskiej) wzięło udział ponad 50 zawodników z 9 państw, w tym 8 zawodników z Polski. Na te zawody wybrali się również dwaj zawodnicy ze Świdnicy – Kamil Halicki i Franciszek Halicki, którzy współzawodniczą w klasie F 1 A. W dniach rozgrywania zawodów w okolicach Rajcan panowały całkiem dobre, lecz wymagające dla zawodników warunki termiczne, gdyż w trakcie ich trwania pojawiały się na przemian wszelkie znane modelarzom warunki pogodowe – tj. od potężnych noszeń do całkowitej flauty oraz od silnych porywów wiatru do całkowitej ciszy.
Każdego dnia zawody rozpoczynano o godz. 9.30 przy czym rozgrywano po 5 kolejek lotów konkursowych, a następnie dogrywki, które rozpoczynano zwykle po godz. 18.00. W sobotę maksymalny czas lotu w pierwszych dwóch kolejkach lotów ustalono na 240 sek, a w pozostałych trzech na 180 sek. Pierwszego dnia znakomicie spisał się świdniczanin Franciszek Halicki (junior młodszy), który obok drugiego Polaka Jarosława Jeziornego (seniora) znalazł się w gronie 11 zawodników, którzy we wszystkich kolejkach konkursowych uzyskali maksymalne czasy (240, 240, 180, 180, 180 sek) i zakwalifikowali się do dogrywki. Początek dogrywki w klasie F1 A wyznaczono na godz 18.30 przy czym czas lotu zaplanowano na 300 sek i „altimetr”. Ten sposób rozgrywania dogrywki w modelarstwie swobodnie latającym charakteryzuje się tym, iż po 300 sekondach lotu swobodnego włącza się DT – powoduje on zakończenie lotu swobodnego modelu i jego przepadanie. W tym momencie następuje pomiar wysokości na jakiej znajduje się model przez „altimetr”. „Altimer” to subminiaturowe urządzenie elektroniczne mierzące wysokość, przy czym każdy zawodnik ma przypisany przez Międzynarodową Federację Lotniczą (FAI) indywidualny kod takiego urządzenia (swego rodzaju czipa) powiązany z numerem identyfikacyjnym FAI. Po locie modelu tabletem ze specjalistycznym oprogramowaniem sczytuje się zapisy danych (wysokości) z pamięci altimetru i w ten sposób ustala się lokatę zawodnika – tj. im wyższa wysokość modelu, tym wyższa lokata w końcowej klasyfikacji.
Franciszek Halicki w dogrywce wylatał „tylko” 280 sek, co pozwoliło mu na cenne zwycięstwo w grupie juniorów, a ponadto zgromadzenie cennych 409 pkt w punktacji open oraz 589 pkt w punktacji juniorów Pucharu Świata. Drugi ze świdnickich zawodników Kamil Halicki ukończył tego dnia zawody na 50. miejscu, a to z tej przyczyny, iż nie zdążył wykonać lotu w ostatniej piątej kolejce lotów, za co dostał „0”. Sportowe zmagania tego dnia zakończono o godz 20.00 wspólnym posiłkiem i rozdaniem nagród, co miało miejsce w „Aerocafe” przy lotnisku Male Bielice. To tam Franciszek Halicki – przy dużym aplauzie innych zawodników odebrał szklany puchar za zwycięstwo w grupie juniorów.
W niedzielę, 22 września maksymalne czasy lotów w poszczególnych kolejkach lotów konkursowych ustanowiono odpowiednio na 180, 240, 240, 180 i 180 sek. Takie rezultaty w tym dniu w klasie F 1 A uzyskało aż 18. zawodników, w tym 3 Polaków – seniorzy Jarosław Jeziorny (Poznań), Michał Słyś (Krosno) i świdniczanin Franciszek Halicki. Dogrywkę tego dnia przeprowadzono metodą – czas lotu 180 sek i DT + altimetr. Świdnickiego zawodnika przypisano do 7 komisji, której obsadę stanowiły dwie chronometrażystki z Węgier. Z powodu olbrzymiej ciżby na linii startu dogrywek, Franciszek Halicki rozpoczął holowanie modelu w trzeciej minucie czasu startowego, gdy modele zawodników z jego obu boków rozpoczęły już lot swobodny.
Po wycofaniu się pod wiatr w głąb pola startowego, gdzie nie było już przeszkód w postaci innych zawodników holujących swoje modele, Franciszek Halicki dynamicznie rozpędził swój model i wykonał poprawny pionowy „strzał”, po którym jego model rozpoczął lot swobodny. Późniejszy odczyt ze smartfona, którym programuje się „zegar” modelu wykazał, że model świdniczanina rozpoczął lot swobodny na wysokości blisko 95 m. Franciszek Halicki w swoim locie dogrywkowym pewnie wylatał 180 sek i należało tylko odnaleźć swój model, wrócić z nim na linię startu i umożliwić komisji technicznej odczyt danych z altimetru, co budziło pewne obawy, albowiem był to pierwszy lot młodego świdniczanina z zamontowanym altimetrem. Obawy te jednak były bezpodstawne, gdyż odczyt z altimetru nastąpił sprawnie i wykazał wysokość 47 m i kilkunastu centymetrów. Taki wynik o niczym jeszcze nie przesądzał, gdyż nieznane były jeszcze rezultaty innych zawodników. Po pół godzinie od startu dogrywek na tablicę wyników naniesiono oficjalne wyniki dogrywki, a z nich wynikało, że Franciszek Halicki nie tylko ponownie zwyciężył w klasyfikacji juniorów, ale ponadto był lepszy od wielu seniorów, w tym od Jarosława Jeziornego, który wówczas zajmował 1. miejsce w klasie F1A w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata FAI.
W niedzielę ogłoszenie wyników zawodów i uhonorowanie zwycięzców nastąpiło bezpośrednio na polu startowym, gdzie Franciszek Halicki ponownie uhonorowany został szklanym pucharem. Tuż po tych zawodach na stronie internetowej Międzynarodowej Federacji Lotniczej (https://www.fai.org/world-cups/f1-free-flight) opublikowano oficjalne wyniki tych zawodów i uaktualnioną klasyfikację Pucharu Świata 2024, w których można dostrzec kilka statystycznych ciekawostek. Jest niepodważalnym faktem, iż w słowackich zawodach tylko dwaj zawodnicy stawali na podium każdego dnia. Byli to: Węgier David Krasznai w seniorach i Franciszek Halicki w juniorach, przy czym świdniczanin zawsze na najwyższym stopniu. W trakcie tych zawodów na podium zabrakło miejsca dla aktualnych liderów klasyfikacji Pucharu Świta, tj. Jarosława Jeziornego wśród seniorów i Tomasza Jeziornego wśród juniorów.
– Były to niezwykle trudne zawody dla wszystkich zawodników, a to m.in. z tego powodu, iż w kolejkach konkursowych spoczywał na zawodnikach niepisany obowiązek mierzenia czasu innym zawodnikom (wzajemne sędziowanie), a to z powodu braku chronometrażystów wyznaczonych przez organizatora (taka tradycja tych zawodów). Zmienne warunki termiczne zmuszały często zawodników do długotrwałego szukania korzystnych warunków startowych (szukania noszeń), co siłą rzeczy ograniczało czas startowy innym zawodnikom, którzy mierzyli czas aktualnie startującemu zawodnikowi. Częste wysokie i odległe loty w dobrych noszeniach powodowały, iż zawodnicy udający się w poszukiwanie modeli długo nie powracali na linię startu, co powodowało nerwówkę, gdyż inni zawodnicy oczekiwali na chronometrażystę, który oficjalnie zmierzy czas lotu ich modelu. Inna refleksja dotycząca świdnickich zawodników to taka, iż cała ekipa skoncentrowała się na pomocy juniorowi Franciszkowi Halickiemu – uczniowi I klasy II Liceum Ogólnokształcącego w Świdnicy – który aspiruje do kadry narodowej juniorów na 2025 rok w klasie F 1 A. Ta pomoc przejawiała się przede wszystkim w tym, aby dokładnie śledzić lot i miejsce lądowania jego modelu (wymagało to korzystania z lornetek), a w rezultacie sprawne jego odnalezienie i powrót na linię startu, ewentualne doładowanie akumulatorka modelu i jego przygotowanie do następnego startu. W tym miejscu należy wspomnieć o pewnym „dramatycznym” wydarzeniu, albowiem w trakcie holowania modelu w trzeciej kolejce pierwszego dnia zawodów, świdnicki junior zgubił swój nadajnik RCDT, który był niezbędny – jako odbiornik – aby odczytywać współrzędne GPS modelu na smartfonie oraz ewentualnie czuwać nad bezpieczeństwem modelu. Prowizorycznym wyjściem z takiej krytycznej sytuacji zastosowanym przez świdniczan było przeprogramowanie (przypisanie) RCDT Kamila Halickiego do modelu Franka, co umożliwiało mu bezpieczne kontynuowanie startów, ale jednocześnie znacznie ograniczało możliwości startowe Kamila Halickiego. Ten musiał oczekiwać na powrót Franka z modelem, aby następnie ponownie przypisać RCDT do swojego modelu i stawić się na linii startu, co jednak nie udało się Kamilowi w 5. kolejce. Pomimo tego świdnicka ekipa kończyła sobotnie zmagania sportowe całkiem zadowolona i to nie tylko z wyniku sportowego Franciszka Halickiego, ale i z tego, że po zawodach udało się odnaleźć RCDT Franka – to wyczyn kalibru znaleźć igłę w stogu siana – a to dzięki temu, że po ustaniu gwaru zawodów zapanowała na polu startowym względna cisza, a na jej tle słyszalny był cichnący dźwięk buzer RCDT, w którym kończyło się zasilanie – komentuje Ryszard Halicki.
/oprac. MDvR/