Zespół Miejskiego Klubu Piłkarskiego Wołów wyraźnie nie leży piłkarzom Polonii-Stali Świdnica. Po bezbramkowym remisie na inaugurację sezonu 2016/2017, tym razem na początek piłkarskiej wiosny było jeszcze gorzej. Biało-zieloni ulegli rywalom na wyjeździe po szaleńczej pogoni 3:4.
Świdniczanie dobrze weszli w to spotkanie, przejęli inicjatywę i rozpoczęli budowanie akcji ofensywnych. W pewnym momencie coś się w naszych działaniach „posypało”. Mieliśmy problem z rozegraniem piłki i popełnialiśmy sporą liczbę strat. W 14. minucie w środku polu mieliśmy spore zamieszanie, futbolówka znalazł się ostatecznie pod nogami napastnika rywali, który ruszył na naszą bramkę i pokonał Bartłomieja Kota. Niewiele ponad kwadrans później mieliśmy już jednak remis 1:1. W polu karnym gospodarzy faulowany był Robert Myrta, a sędzia wskazał na jedenasty metr. Pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał się Wojciech Szuba. Gdy wydawało się, że świdniczanie są na najlepszej drodze by przejąć inicjatywę i poszukać kolejnych goli, cios zadali miejscowi. W 38. minucie nasz golkiper po raz drugi w tym starciu musiał wyciągać piłkę z sieci.
Od początku drugiej części gry zepchnęliśmy rywala do głębokiej defensywy i raz za razem zagrażaliśmy wołowskiej bramce. Zamiast sukcesu, przeżyliśmy jednak dramat, tracą dwa gole po kontratakach. Zrobiło się 4:1 dla MKP, a biało-zieloni znaleźli się w fatalnym położeniu. Goście się nie załamali i postanowili jeszcze w tym spotkaniu powalczyć. W 72. minucie dystans zmniejszył Wojciech Szuba, a 8 minut później Robert Myrta strzelił głową na 4:3 dla miejscowych. Do ostatnich sekund walczyliśmy przynajmniej o remis, ale się nie udało. Nie był to najlepszy w naszym wykonaniu, obudziliśmy się za późno i przespaliśmy spory fragment tego pojedynku. Piłkarzom obu drużyn sprawy nie ułatwiały także warunki atmosferyczne – porywisty wiatr i opady deszczu.
MKP Wołów – Polonia-Stal Świdnica 4:3 (2:1)
Polonia-Stal: B. Kot, Salamon, Klemiński, Ł. Kot, Sowa, Szuba, Kozachenko, Jagieła, Łuszkiewicz, Szczygieł, Myrta
/FOTO: Artur Ciachowski/