Pochodzi ze Świdnicy, a w ostatnich latach walczył z GTPS-em Gorzów Wielkopolski i TKS-em Tychy o awans na pierwszoligowy front. Z 25-letnim Michałem Pękalskim – siatkarzem występującym na pozycji rozgrywającego rozmawia Mateusz Dzień vel Rakoczy.
Miłość do siatkówki, jak to wszystko się zaczęło?
Siatkówkę zacząłem trenować w wieku 12 lat. Początki miały miejsce w nieistniejącym już klubie Dors Świdnica. Trenował mnie tam Marcin Kuc, który później był też szkoleniowcem Dekorii Świdnica. Było to takie wprowadzenie do siatkówki. Później zacząłem wiek kadeta i jeździłem kilka razy w tygodniu do Strzegomia. Rodzice pomagali mi w dojazdach i powrotach. Zarówno mama, jak i tata sami grali w siatkówkę i poniekąd wiem dlaczego taki kierunek obrałem. Co do siatkówki nie mieli żadnych obiekcji, a wręcz przeciwnie – cały czas aż do teraz mnie wspierają i jak tylko mogą są obecni na moich meczach. W Strzegomiu grałem przez dwa lata, ale bez specjalnych osiągnięć na Dolnym Śląsku. Następnie w wieku juniora reprezentowałem barwy Victorii Wałbrzych i dzięki trenerowi Szczepanowskiemu zmieniłem pozycję z przyjmującego na rozgrywającego. W obu sezonach zakwalifikowaliśmy się na szczebel centralny Mistrzostw Polski. Później już kategoria seniorów i turniej półfinałowy o I ligę. Po Wałbrzychu przyszedł czas na GTPS Gorzów Wielkopolski, gdzie spędziłem dwa lata. Szczególnie drugi sezon był dla nas udany, wygraliśmy siedemnaście z osiemnastu meczów rundy zasadniczej i zakwalifikowaliśmy się do walki o I ligę. Zwyciężyliśmy w turnieju półfinałowym, a w wielkim finale stanęliśmy naprzeciw TKKF-u Czarnych Katowice. Górą byli rywale, a Gorzów „rozleciał” się z powodu kłopotów finansowych.
Ostatnio grałeś w TKS-ie Tychy (II liga), jakie masz plany na kolejny sezon?
Zgadza się, ostatni sezon spędziłem w TKS-ie Tychy. Zespół był budowany przede wszystkim na młodych zawodnikach, a ja mimo 25 lat byłem czwartym co do najstarszych siatkarzy w drużynie. Jako zespół bardzo dobrze nam się współpracowało, byliśmy młodą ekipą, która chciała napsuć krwi faworytom z Jaworzna i Andrychowa. Odpadliśmy z rywalizacji podczas konfrontacji z Jaworznem. Wszystkie trzy spotkania przegraliśmy w stosunku 0:3, ale kibice byli świadkami świetnych pojedynków. W niemalże wszystkich setach, to my prowadziliśmy, ale w końcówce zabrakło trochę zimnej głowy i doświadczenia. Czas w Tychach będę jednak dobrze wspominał, taka lekcja była cennym doświadczeniem. Co do następnego sezonu to jestem już po rozmowach z paroma klubami. Oczywiście chciałbym zagrać w I lidze w tym sezonie i to może się udać. Konkrety jeszcze jednak nie zapadły, po 15 maja będzie wszystko jednak już wiadome.
Jaki jest Twój cel, co chciałbyś osiągnąć?
Nie mam marzeń, mam cele, które chcę skrupulatnie realizować. Na początku chciałem się w II lidze ogrywać, teraz chciałbym grać w I lidze, tam dalej się rozwijać i stawać coraz lepszym zawodnikiem. Jeśli się ciężko pracuje i ma ambicje, wolę walki prędzej czy później cele się spełnią. W każdym klubie daję z siebie bardzo wiele. Jestem charyzmatyczny, potrafię pobudzić kolegów z parkietu do walki. Czuję w sobie lidera, tym bardziej że gram na rozegraniu i ode mnie wiele się wymaga. Ważne by krok po kroku iść do przodu.
Siatkarski idol na którym się wzorujesz?
Idola nie mam, lubię rozgrywających typu Masny, Uriarte czy Toniutti. Zawodnicy którzy bardzo dobrze rozgrywają mimo że nie mają parametrów fizycznych, podobnie jak ja. Tak samo nie ma dla mnie ulubionego klubu. Lubię po prostu oglądać dobre widowiska. W tym sezonie bardzo przyjemnie ogląda się ZAKSĘ Kędzierzyn Koźle, która pewnie kroczy po mistrza Polski – pierwszy raz od ponad 10 lat. Tam gra właśnie Toniutti i widać jaką robotę robi w tym klubie. Z innych pozycji Bartek Kurek, który po zmianie na pozycji z przyjęcia na atakującego potrafi samodzielnie rozstrzelać rywali. Kibicuję mu prywatnie ponieważ nasze mamy razem grały ze sobą przez kilka lat, a do teraz są przyjaciółkami. Siłą rzeczy zawsze mu życzę jak najlepiej.
Trochę grasz też w siatkówkę plażową i to z powodzeniem?
To prawda, w siatkówkę plażówką gram co roku i zapewne w tym sezonie też będzie można zobaczyć mnie na boiskach. Przez blisko 10 lat gram razem z Piotrkiem Orzechowskim. Póki co skupiam się na znalezieniu jednak klubu w hali. Jeśli będę miał wszystko dopięte, to wtedy dopiero zdejmę skarpety i pobawię się w piaskownicy. Siatkówka plażowa pozwala utrzymać formę oraz poznać nowych ludzi. Niektórzy potem stają się serdecznymi kolegami czy przyjaciółmi. Świetna forma aktywności na cieplejsze dni, polecam każdemu.
/FOTO: Łukasz Kufner/