Mahoniowy kadłub ma numer 1, a na pokładzie stawały wyłącznie stopy PRL-owskich prominentów. Jest wyjątkowy wśród zaledwie 75 wyprodukowanych w Gdańskiej Stoczni Jachtowej egzemplarzy i jednym z ostatnich na świecie, uratowanych przed całkowitym zniszczeniem. Pierwszy polski jacht pełnomorski – King`s Ametyst – odzyskuje dawną świetność dzięki świdnickim żeglarzom z klubu Qbryg.
33-stopowy jacht dalekomorski pod koniec lat 50-tych XX wieku zaprojektowali dwaj wybitni konstruktorzy, Zbigniew Jan Milewski i Mieczysław Pluciński, którzy wspólnie prowadzili biuro projektowe Szkutnik. King`s Ametyst wyróżniał się piękną sylwetką, wysoką jakością użytych do budowy materiałów (pierwsze egzemplarze były dębowe, ale większość powstała z drewna mahoniowego) i przede wszystkim niską ceną. Świat był zaskoczony, że w kraju za żelazną kurtyną mógł powstać tak luksusowy jacht, dostępny dla przeciętnych pływających rodzin. Do dziś w Polsce zachowały się zaledwie trzy egzemplarze.
– To prawdziwa perła – nie kryje dumy Waldemar Ząbek. – King`s Ametyst jest unikalną, polską konstrukcją, która podbiła świat. Nasz nosił nazwę Sirius i służył jako łódź pokazowa. Organizowano na nim rejsy w Trzebieży dla prominentów.
Po latach trafił w prywatne ręce i omal nie został zniszczony przez źle przeprowadzaną naprawę. – Jego właściciel, dziś już nieżyjący, powierzył odnowienie Siriusa szkutnikom-partaczom, którzy mahoniowe deski łączyli stalowymi gwoźdźmi! – mówi Ryszard Strugała z klubu Qbryg. – Nasz mistrz szkutnictwa, Krzysztof Pełka, który podjął się naprawy, wybijał te wszystkie gwoździe i zastępował je drewnianymi kołkami. Właściciel zobaczył, jak pięknie w Świdnicy odrestaurowaliśmy drewnianą DZ-tę i postanowił w nasze ręce oddać King`s Ametyst, a wierząc w nasze umiejętności wynalazł na e-bay oryginalny silnik i dorzucił go gratis.
– Plastikową łódź dzisiaj może mieć każdy. W marinach stoją obok siebie rzędy takich Bawaria 50, gdzie nawet cumowanie jest na pilota. Ale jaka to frajda? Wrażenie robią właśnie oldtimery. To tak, jak jazda zabytkowym samochodem czy motocyklem. Ja wybieram Harleya wśród jachtów! – tłumaczy Norbert Karwowski z Qbryga. King`s Ametyst przechodzi renowację w Świdnicy, w hali „stoczniowej” Qbryga. Nie jest to łatwe przedsięwzięcie. Przede wszystkim żeglarzom nie udało się dotrzeć do planów. Dysponują jedynie dwoma rysunkami z Muzeum Morskiego w Gdyni. Nie wiadomo, jak wyglądał pokład i nadbudówka. Na szczęście zachowała się część masztów i żagli, na podstawie których będzie można wykonać repliki. – Cały czas szukamy planów konstrukcyjnych, bo bardzo zależy nam na wierności oryginałowi – mówią żeglarze. Drugi problem to pieniądze. Nawet najdrobniejsze elementy są bardzo drogie. W remont inwestują własne środki, a przede wszystkim czas i pracę.
King`s Ametyst nie jest jedynym jachtem, który czeka na renowację przy ulicy Kraszowickiej. Żeglarze niedawno, po czterech latach starań, z poznańskiego klubu LOK otrzymali drewnianą DZ-tę, najpopularniejszy polski jacht szkoleniowy. Łódź w wersji drewnianej należy do rzadkości, dziś królują plastiki. – To nasz drugi nabytek. Mamy już wspaniale odrestaurowaną własnymi siłami DZ-tę, którą nazwaliśmy „Propozycja”. Druga będzie się nazywała „Niemoralna” – śmieją się żeglarze i już widzą swoją flotę na morzu. – Sama „Propozycja” budzi szacunek i zachwyt. Od kilku lat startujemy w regatach oldtimerów Epifanes. Co prawda nigdy nie udało nam się zwyciężyć, ale zawsze budzimy ogromne zainteresowanie – mówi Ryszard Strugała. – Po pierwsze to duży jacht bez kabiny, który na pokład zabiera 12 osób. To bardzo duża załoga. W regatach startują jachty z 5-6-osobową obsadą, więc nasza gromada, na dodatek zwykle rozśpiewana i bardzo dzielna, przykuwa uwagę i pozostałych żeglarzy, i mediów.
Kiedy King`s Ametyst wyruszy na morze, nie wiadomo. Świdniccy żeglarze mają natomiast nadzieję, że DZ „Niemoralna” popłynie w przyszłym sezonie. – Drugi jacht to już konieczność – tłumaczy z uśmiechem Norbert Karwowski. – W Świdnicy jest tylu żeglarzy, że na jednym się zwyczajnie nie mieścimy.
Agnieszka Szymkiewicz
Dziękuję Norbertowi Karwowskiemu, Ryszardowi Strugale, Waldemarowi Ząbkowi, Annie Ząbek i Krzysztofowi Gesele za pomoc w przygotowaniu artykułu.
Zdjęcia Norbert Karwowski, asz