Ostatnio w cyklu „Z wypożyczalni” przeważają komedie. Proszę mi wybaczyć tę monotonię, ale tak trudno jest znaleźć dobry film tego typu… A jestem przekonana, że uśmiechu nigdy za wiele. Właśnie dlatego dzisiaj chcę Państwu polecić klasyk włoskiej komedii – „Rozwód po włosku”.
Film przezabawny, niebanalny, ciekawy, ciepły. A do tego – obfituje w przepiękne widoki Sycylii. Mnóstwo w nim włoskiego temperamentu, słońca, poczucia humoru, stylu życia. Nic dziwnego, że produkcję tę nagrodzono Oskarem, BAFTą i Nagrodą Specjalną w Cannes!
Jest rok 1960. Żonaty baron Fefe zakochuje się do szaleństwa w swojej bardzo młodej kuzynce. Ukochana niegdyś żona budzi w nim politowanie i wstręt, nie myśli o nikim innym, tylko o Angeli. Niestety, romans nie wchodzi w grę, a w tych czasach w Italii rozwód jest niemożliwy, więc Fele wprowadza w życie plan, mający na celu spacyfikowanie żony. Próbuje na różne sposoby, wszystkie są jednakowo zabawne, a rezultat – zaskakujący.
Proszę sobie tylko wyobrazić salwy śmiechu, które wywoływał ten film we włoskich kinach w roku premiery! W kontekście obyczajowości tamtych czasów był to obraz zaskakujący i szalenie zabawny, być może obrazował to, o czym myślała jakaś część Włochów. Mam nadzieję, że nie zainspirował zbyt wielu do wdrożenia planu Fefe we własne życie.
Wspaniałe jest wszystko: wspomniana sceneria, reżyseria, aktorstwo, fabuła… W tym akapicie nadużyję słowa wspaniały, ale mam nadzieję, że kiedy obejrzą Państwo „Rozwód po włosku”, zostanie mi to wybaczone i zrozumiane. Główna postać, grana przez Marcello Mastorianni’ego – genialna, wspaniała kreacja. Wspaniałe prowadzenie kamery, wspominana reżyseria i scenariusz – także cudowne.
Film, z oczywistych względów, jest czarno-biały, jednak dodaje to uroku architekturze, a w „Rozwodzie po włosku” słońce świeci tak, jak kiedyś…
Adrianna Woźniak