Tkanie życia: Jan Ząbek

    1

    Wywiad z, niekoniecznie, tylko jednym pytaniem.

    W mieście to nazwisko kojarzone jest z siatkówką. Ale Janek nie jest spokrewniony z Tadeuszem Ząbkiem, twórcą potęgi świdnickiej piłki siatkowej. On jest z tych od muzyki i jachtów. Właściwie powinno się teraz mówić, że to Ząbek szkutnik. Jan Ząbek to kapitan jachtowy z nr patentu 276. Świdniczanin od urodzenia, który po latach powrócił „na swoje śmieci”. Ukończył Liceum Ogólnokształcące przy ulicy Równej oraz Szkołę Muzyczną 2-go stopnia we Wrocławiu. Po czym natychmiast podjął pracę w Teatrze Muzycznym we Wrocławiu jako muzyk-skrzypek. Uczył jednocześnie muzyki w dwóch szkołach na pół etatu. Próbował studiować wychowanie muzyczne na WSP w Zielonej Górze, ale nic z tego nie wyszło. Przede wszystkim z powodu braku czasu i dlatego, że rozpoczął wówczas budowę swojego pierwszego jachtu „Idol- PZ 1267”. W tym czasie poznał przyszłą żonę. Zmienili miasto z Wrocławia na Wałbrzych. Tam dostał posadę pierwszego skrzypka w orkiestrze Filharmonii Sudeckiej Józefa Wiłkomirskiego.

    W ciężkich czasach „kartkowych” skończył budowę jachtu (rok 1982), na którym zdobył pierwsze szlify morskie. Przez kilka sezonów nawigacyjnych poznawał tajniki żeglarstwa wraz z żoną i dwójką synów. Wówczas okazało się, że ten sześciometrowy jacht jest dla nich za mały. Przydałoby się zbudować coś większego. Jedyna dostępna dokumentacja to stalowa jednostka o długości 10m – „Venturo”. Udało mu się sprzedać „Idola”, za którego kupił kilka ton blach, płaskowników, kątowników stalowych oraz dokumentację jachtu „Venturo”. Przy tej okazji wzbogacił się o specjalistyczne elektronarzędzi niezbędne w budowie – spawarkę, szlifierkę kątową do szlifowania i cięcia blach oraz parę innych ręcznych maszyn do obróbki metalu. Po dokumentację jachtu pojechał do Sopotu. Jego konstruktor i właściciel Yacht Studio Strawiński miał spore wątpliwości co do powodzenia tego przedsięwzięcia.

    Jak twierdzi świdnicki szkutnik, od tej pory „został trafiony”. Poznawał dokumentację niemal śpiąc z nią. Po kilku tygodniach miał wszystko w głowie. Zrozumiał zasady montażu zładu (ogólne określenie zespołu współpracujących elementów konstrukcyjnych kadłuba statku lub jachtu) i poszywania blachą. Kadłub powstał przez dwa miesiące. Po czym wyjechał na kontrakt do Niemiec, jako koncertmistrz miejskiej orkiestry w Badzie Oeynhausen.

    Kadłub został w stodole w Świdnicy. Perspektywy dalszej budowy nie rysowały się zachęcająco. Po roku kontraktu Janek postanowił kupić coś mniejszego do ewentualnego holowania autostradami. Pada na kadłub jachtu Tango Family. Kupuje go i zaczną budowę całej stolarki w pomieszczeniu pod salą konferencyjną dyrekcji orkiestry Staatsbad Oeynhausen. Miał dużo szczęścia, bo dyrektor tej instytucji jest żeglarzem i posiada własny jacht. Od pierwszego spotkania stali się dobrymi przyjaciółmi. Do dzisiejszego dnia utrzymują znajomość, odwiedzając się na swoich kolejnych jachtach. Przyznaje, że jest mu bardzo wdzięczny za udzieloną pomoc, która trwała przez niemal 12 lat po jego pracy w orkiestrze. Wreszcie zwodował „Idola 2” . W latach 1993-1998 był członkiem Libeke Yacht Klub. W porcie w Travemunde stacjonował jego „Idol 2-gi”. Każdy wolny czas w sezonie spędzał pływając po wodach niemieckich i nie tylko. W czasie tych lat rodzina powiększyła się do trzech synów. Każde wakacje rodzina spędzała na jachcie. Po kilku latach pływania stwierdził, że ośmiometrowy jacht jest też za mały. Niezbyt dobrze zachowuje się na dużej fali i silnym wietrze. Wracał ciągle myślami do kadłuba „Venturo”, który cierpliwie czekał na przekształcenie się w jacht. – Mechanizm zmiany jest taki. Będąc w Polsce średnio raz w miesiącu wykonywał szablon jakiejś części stolarki jachtowej. I po przyjeździe do Niemiec wykonywałem ten detal na gotowo. W następnym miesiącu gotowy detal przemycałem przez granicę, montowałem go w kadłubie i ściągałem następny szablon. I tak przez półtora roku.

    W tzw. międzyczasie szukałem w Niemczech sponsora, który by chciał pomóc w budowie, a później w rejsie dookoła świata.

    Ukazało się o nim parę artykułów w prasie niemieckiej ze zdjęciem z budowy i z rejsów morskich. Stał się w Bad Oeynhausen osobą medialną, ale nie przyczyniło się to do znalezienia sponsora. Do skończenia obudowy jachtu zostało mu niewiele. Zakup i montaż wyposażenia nawigacyjnego, silnik, maszt, żagle, kabestany, liny. Te elementy są bardzo drogie. Każdy wolny grosz odkładał w Spaarkasie, wziął trzy kredyty. Pracował coraz więcej, widząc finisz i w tym czasie na pile tarczowej stracił najważniejszy palec potrzebny do wykonywania zawodu skrzypka. O pracy w orkiestrze musi zapomnieć. Nastawił się na szkutnictwo i w okresie od 2004 r. powstaje spod jego ręki pięć jednostek pływających. Największa z nich to klasy Van De Stadt 44 Madera, który obecnie jest w rejsie dookoła świata z kapitanem Mirosławem Lewińskim. Idola 3-go zwodował w roku 2006 i zdobył na nim szlify kapitańskie. Żeglarze świdniccy poznają na nim morze. Od zwodowania do dnia dzisiejszego przez pokład Idola 3 przewinęło się 60 żeglarzy w rejsach ze świdnickiego klubu Qbryg.

    Czy żyjąc tak intensywnie i niemal codziennie realizując swoje marzenia masz jeszcze ochotę na jakieś nowe, które „gnieżdżą” się w twojej głowie?

    – Pewnie, że tak. Mają one wszystkie bardzo realne kształty i może niektórych rozczaruję, są bardzo związane z moją pasją i rodziną. Marzy mi się i właściwie to marzenie rodzi się z każdym dniem tutaj w Świdnicy, w moim rodzinnym domu. To rodzinna „Stocznia Świdnica”. Dlaczego w środku lądu u podnóża gór? Bo w Świdnicy, w naszym domu rodzinnym w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku powstała pierwsza jednostka pływająca, zaprojektowana i zbudowana przez mojego ojca Bronisława Ząbka. Następnie w latach 1979-1982 budujemy wysiłkiem całej rodziny pierwszy jacht morski typu URSA-II, na którym zdobywamy pierwsze szlify morskie. Wtedy zaczynamy marzyć o nowych, większych jednostkach. Tak w nadchodzących latach powstają kolejno: Tango Family, jacht motorowy 7, 9m, jacht typu „RUDY”, Van de Stad 44-Marera, Venturo, Janmor 33, LM-27. Pragniemy zaoferować naszym klientom kompleksową ofertę związaną z budową, remontami oraz eksploatacją jachtów żaglowych i motorowych. Jesteśmy w stanie realizować zlecenia w Szczecinie, Holandii czy Niemczech. Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych. Wykonujemy wszystkie prace zlecone przez klienta w razie potrzeby możemy przetransportować potrzebny park maszynowy oraz wykonane wcześniej detale stolarki jachtowej oraz innego wyposażenia. Jesteśmy otwarci na nowe technologie, które szybko wdrażamy do produkcji. Drugą dziedziną naszej działalności są czartery jachtów i organizowanie rejsów żeglarskich po Bałtyku, Morzu Północnym i Norweskim. Współpracujemy z doświadczonymi kapitanami. Organizujemy także rejsy weekendowe oraz wyprawy „na dorsza”. Jeżeli szukasz rozwiązań związanych z tematem jachting-szkutnictwo to zgłoś się do nas a nasi eksperci szybko znajdą najlepsze rozwiązanie. A może w nieodległej przyszłości popłyniemy wszyscy na wymarzonym 18-metrowym jachcie. Z dziećmi, wnukami i kto wie, czy nie prawnukami. Zbudujemy takiego kolosa, którym można popłynąć w każde miejsce na ziemi i popłyniemy w rodzinny rejs. Pierwszych świdniczan. To będzie wydarzenie.

    STOCZNIA ŚWIDNICA – MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ

    Terminy rejsów w sezonie 2011

    1. Szczecin – Bergen 26 kwietnia – 12 maja 2011 – 6 wolnych miejsc.

    2. Bergen – Bodo 12 maja – 1 czerwca 2011 – 6 wolnych miejsc.

    3. Bodo – Tromsoe 1 czerwca – 31 lipca 2011 – zarezerwowane

    4. Tromsoe – Nord Cap – Bodo 1 sierpnia – 18 sierpnia 2011 – zarezerwowane

    5. Bodo – Skagen 18 sierpnia – 8 września 2011 – zarezerwowane

    6. Skagen – Szczecin – 8 września – 22 września – 6 wolnych miejsc

    Wacław Piechocki

    Poprzedni artykułPsy szczekają, karawana idzie dalej…
    Następny artykułPamiątkowe rupiecie, przyjaciele i sny