Na magicznym Rynku w Kazimierzu nad Wisłą, pośród wysiadujących przy kawiarnianych stolikach artystów maści wszelakiej, „buszują” codziennie cztery, a czasami i więcej, zażywne i barwne w odzieniu, niewiasty narodowości romskiej, zwane potocznie Cygankami. Oferowanie przez nie z dawien dawna znanych usług wróżbiarskich bywa czasami bardziej lub mniej nachalne. Jeśli jesteś stałym i rozpoznawalnym bywalcem tego miejsca, możesz dostąpić zaszczytu wspólnego wypalenia papierosa z profesjonalistką branży ezoterycznej. Przypomniał mi się ten obrazek, gdy kilka dni temu przeczytałem w „Dzienniku Gazeta Prawna”, ile moi rodacy wydają na usługi wspomnianego fachu. Majątek! Analitycy rynku szacują, że może to być nawet 2 mld zł. Jak pisze autor materiału – „Za jedną wizytkę u wróżbity są w stanie zapłacić nawet kilkaset złotych. Do kogo trafiają te pieniądze? Głównie do wróżek działających na własną rękę oraz wydawnictw prasowych. Wróżeniem zajmuje się w Polsce niemal 15 tys. firm, ale wróżek i jasnowidzów działających także w szarej strefie jest w naszym kraju już ponad 100 tys. Branża ezoteryczna coraz częściej sięga po nowe technologie. Jest obecna w Internecie, w telewizji (dwie stacje), świadczy usługi za pośrednictwem telefonu i SMS-ów. Ezoteryczny telebiznes zatrudnia kilkuset wróżbitów, a zdaniem ekspertów Polacy na same tylko telewróżki wydali w ostatnim roku ponad 100 mln zł.”
Owe 2 mld zł to sporo grosza, gdyby porównać je np. z 1 mld zł wydawanym rocznie przez Polaków na proszki do prania. To co prawda dwa razy mniej niż wydajemy na kupno leków bez recepty ( 4 mld zł), ale więcej od 1,2 mld zł, jakie kradną klienci polskich supermarketów rocznie. Można by przywoływać wiele takich porównań, ale najważniejsze jest jedno pytanie, które w tym momencie powinno paść, – po co nam to wróżbiarstwo? Ano po to, by załatwiło za nas samych to, czego nie potrafimy, nie chcemy z prostego lenistwa czy też nie mamy zielonego pojęcia, że moglibyśmy sami zrobić sami i jeszcze na dodatek lepiej. Wróżka, mag czy inny wynalazca przyszłości, a także grabarz naszej przeszłości i zmor, zrobi to za nas. Pokaże nam drogę, doradzi lub odradzi prowadzenie biznesu, zasugeruje rozstanie z uroczym blondynem lub zacieśnienie więzi z biuściastą brunetką. Horoskopy w gazetach to najczęściej czytane pozycje. I jakby co, już mamy odpowiedzialnego za swoje ewentualne pechy, nieszczęścia i nieudacznictwo życiowe. Możemy na nich właśnie wszystko zrzucić. Choć niewiele, a nawet nic to nie daje, nasze w miarę dobre samopoczucie może zostać uratowane. W końcu w gwiazdach było zapisane albo w kartach wyszło… Możemy pocieszać się, że „to nie my jesteśmy winni, że jesteśmy sami”, czy „że nic nam się nie udaje”. Magiczne myślenie święci triumfy, wiara w „siłę wyższą” skutecznie usypia minimalny choćby pragmatyzm i zdrowy rozsądek. Szkoła i rodzina kiepsko uczą zdrowej wiary w siebie , w swoje możliwości, kiepsko uczą pracy nad sobą i nad umacnianiem swego charakteru. Więc później, za swoje ciężko zarobione pieniądze, lepiej kupić sobie u wróżki „protezę” pozytywnego myślenia i wiary w siebie. Nie funkcjonuje w nas opcja „jakkolwiek będzie -dam radę”. Wróżka powiedziała, że będzie dobrze to ma być! I za tę pewność, „wyssaną „ z tali brudnych, wyświechtanych kart płacimy. Na własne życzenie.