Strona główna Magazyn Turystyka Małki w podróży: Jedziemy na Maltę cz.2.

Małki w podróży: Jedziemy na Maltę cz.2.

0
Jest jeden dzień w tygodniu, kiedy do Marsaxlokk (niewielkiej miejscowości na południu Malty) zjeżdżają tłumy turystów i miejscowych aby nabyć wszelkiej maści ryby i owoce morza. W każdą niedzielę odbywa się tu bowiem słynny na cały kraj targ rybny.
Amatorzy morskich przysmaków poczują się wtedy jak w raju zajadając się świeżymi małżami lub krewetkami. Ale co z osobami, które nie są fanami tego rodzaju kuchni? Czy dla nich Marsaxlokk ma również coś do zaoferowania? Owszem i to całkiem sporo. Drugą rzeczą z której słynie ta miejscowość są bowiem tradycyjne łodzie rybackie zwane Luzzu. Niewielkie, pomalowane w intensywne barwy żółci, błękitu i czerwieni stateczki kołyszące się swobodnie na falach tworzą jeden z najbardziej zapadających w pamięć obrazów z naszego pobytu na Malcie. Ich cechą charakterystyczną, poza oczywiście niepowtarzalną kolorystyką, są wymalowane na obu burtach oczy Ozyrysa, które zgodnie z miejscową tradycją mają chronić rybaka przed wszelakimi nieszczęściami i zagrożeniami czyhającymi na pełnym morzu. Aż trudno uwierzyć ale zwyczaj ten pochodzi jeszcze z czasów gdy na wyspie panowali Fenicjanie i przetrwał nawet twarde rządy Zakonu Jezuitów.

Marsaxlokk

My Małki nie mogliśmy przepuścić okazji by nie zobaczyć Marsaxlokk. Mimo, że wymagało to od nas przejechania z północy na południe praktycznie całej wyspy postanowiliśmy się tam wybrać. Oczywiście nie po to by zjeść owoce morza, bo tych ja za bardzo nie lubię, a i Ola nie jest jakąś wielką fanką, ale właśnie dla widoku kolorowych łódeczek kołyszących się na wodach zatoki. Podróż mimo wcześniejszych obaw (wynikających głównie z historii i perypetii opisanych przez innych blogerów) okazała się całkiem przyjemna. Musieliśmy jedynie dotrzeć do Valletty i na tamtejszym terminalu wsiąść w autobus linii 81 albo 85. Mieliśmy na tyle szczęścia, że gdy dotarliśmy na przystanek to bus już na nas czekał i po około półgodzinie znaleźliśmy się w Marsaxlokk.

Marsaxlokk – Pomnik powracającego rybaka
Marsaxlokk – Pomnik powracającego rybaka
Marsaxlokk – Grunt to mieć ułańską fantazję 🙂

Przybywających do miasteczka gości wita ciekawy pomnik wracającego z połowu rybaka oraz jego dzieci czekających nań w porcie, które w swych rękach trzymają nieoficjalne symbole Malty czyli kota i model tradycyjnej łódki. a także stragany pełne różnego rodzaju pamiątek i rękodzieła. Wprawdzie nie był to dzień targowy ale część sprzedawców wystawia swoje towary przez cały tydzień, dzięki czemu można poczuć chociaż namiastkę tego co odbywa się tu w każdą niedzielę. Oczywiście Małki jak to Małki klapki na oczy i od razu ruszyły w stronę stoisk w poszukiwaniu co ciekawszych i bardziej oryginalnych pamiątek. Gdy już nasyciliśmy się tymi wszystkimi bibelotami i odchudziliśmy nieco nasze portfele mogliśmy wreszcie skupić się na delektowaniu tym, po co właściwie tam pojechaliśmy czyli pięknym portem i łódkami Luzzu.

Marsaxlokk – łódki Luzzu
Marsaxlokk

W Marsaxlokk cumują ich dziesiątki, może nawet setki, tworząc na spokojnej tafli wody kolorową mozaikę doskonale zestawiającą się z jasną, tradycyjnie maltańską zabudową miasteczka oraz sylwetką górującego nad całością kościoła. Jedne mniejsze, inne całkiem spore ale wszystkie bardzo zadbane. Widać, że miejscowi troszczą się o swoje najcenniejsze narzędzie pracy wkładając w nie zarówno dużo serca jak i energii. Zresztą spacerując promenadą poprowadzoną wzdłuż nadbrzeża nie raz obserwowaliśmy krzątających się rybaków. Jedni zwijali sieci po porannym połowie, inni czyścili bądź odmalowywali swoje łódki. Mimo z pozoru sennej atmosfery i spokoju panującego w porcie, zakłócanego jedynie przez kolejne grupy turystów, kiedy człowiek się dokładnie przyjrzał, dało się odczuć, że to jednak przede wszystkim miejsce pracy i to do tego bardzo ciężkiej.

Marsaxlokk – łódki Luzzu
Marsaxlokk – łódki Luzzu

A co z owocami morza? Na początku wspomniałem, że ich wielkimi fanami nie jesteśmy ale jakoś nakręceni atmosferą miejsca oraz wieloma rekomendacjami typu: „Jak spróbować małży to tylko w Marsaxlokk” zaczęła w naszych głowach budzić się myśl, że może jednak warto by było właśnie tu zaryzykować i zamówić jakiś półmisek pełen skorupiaków i macek. Niestety (a może na szczęście – kto to wie :)) nasze ambitne plany legły w gruzach z chwilą, gdy Madzia zasnęła w najlepsze. Musieliśmy z tego powodu odłożyć porę obiadu na później, a ponieważ szkoda nam było czasu na czekanie aż się obudzi (zwłaszcza, że zamierzaliśmy tego dnia zwiedzić jeszcze kilka innych miejsc na południu i zachodzie Malty) postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę i zjeść gdzieś indziej. Nie oznacza to wcale, że restauracje w Marsaxlokk nie kusiły. Wręcz przeciwnie. Z każdą chwilą coraz bardziej zacząłem się utwierdzać w przekonaniu, że może jednak te wszystkie krewetki i inne gadziny wcale nie są takie złe. Serwowane dania, z tego co udało mi się zaobserwować, wyglądały bardzo smakowicie i miały przystępne ceny, a do tego były przygotowywane z tego co złowiła rodzina właścicieli. Przynajmniej tak zapewniały tablice stojące przed każdym wejściem, a przecież nie mieliśmy powodu by nie wierzyć w to co było na nich napisane.

Marsaxlokk – Restauracja na nadbrzeżu.

Zawsze wyjeżdżając z danego miejsca zaczynam się zastanawiać czy chciałbym do niego jeszcze kiedyś wrócić. Jeżeli odpowiedź jest twierdząca mogę później z czystym sumieniem polecać je innym. Właśnie takim miejscem jest Marsaxlokk. Na nas widok portu i kołyszących się nań Luzzu zrobił bardzo pozytywne wrażenie i na pewno zachowamy go w swojej głowie jeszcze na długi czas. Chociażby tylko dla niego warto było przejechać praktycznie całą Maltę, a gdy doda się do tego wszystkie restauracje serwujące pyszne owoce morza (opinie tych co próbowali) w swoich ogródkach rozstawionych przy promenadzie niejedna osoba znajdzie w tej niewielkiej miejscowości swój własny, prywatny raj na Ziemi.

***
Ola i Michał Małkowie są pasjonatami podróży, a ich miłości do zwiedzania świata nie przerwały narodziny Madzi. Córeczka znakomicie sobie radzi, a jak się okazuje – świat jest coraz bardziej przychylny małym podróżnikom. Ola i Michał prowadzą wyjątkowego bloga Małki w Europie: bardzo precyzyjnie podają informacje praktyczne, sprawdzone „na własnej skórze”. Swoimi doświadczeniami dzielą się także z czytelnikami Swidnica24.pl w cotygodniowym Magazynie. Wszystkie wpisy pochodzą z bloga podróżującego małżeństwa
Poprzedni artykułObsesyjna Biblioteczka Agnieszki:Idealne miejsce do życia
Następny artykułCzary Penelopy: Ajwar