Wirtualne piekiełko

    0

    Było cicho i spokojnie, aż pojawiło się medium, które przewróciło dotychczasowy porządek do góry nogami. Co było kiedyś niemożliwe i trzymane pod kołdrą, dzisiaj króluje na pierwszych stronach portali plotkarskich, społecznościowych i innych. Niewiele rzeczy można zostawić tylko dla siebie lub najbliższych. Nasze klasy, facebooki, czy inne wynalazki zgłodniałych amatorów grzebania w trzewiach bliźnich kuszą atrakcjami i zasięgiem. Milionowe rzesze uczestników tej gry mają świadczyć o tym, że jeśli nie bierzesz udziału w tej pogoni za niczym, to jakbyś nie istniał. Obecność tam nie tylko staje się czymś pożądanym. To wręcz obowiązek. Życie wirtualne kwitnie i poszerza się także sfera zagrożeń, jakie czyhają na nieostrożnych ludzi.

    Od pewnego czasu wiadomo, że trzeba uważać, co się pisze i czy nie dodałeś do wirtualnego grona przyjaciół swojego realnego zakładowego szefa. Czasami nawet niewinny komentarz lub niepoprawni znajomi mogą być powodem do zwolnienia pracownika. Portale społecznościowe zwiększają ryzyko pomieszania życia zawodowego z rozrywką – to przydarzyło się zapewne niejednej fance czy fanowi Facebooka. Zapomnieli o tym, że dodali do swoich przyjaciół szefa i wyrazili się o nim niepochlebnie. Skutek był do przewidzenia.

    Dzięki wspomnianym serwisom można zapewne łatwiej znaleźć pracę. Golden Line czy Facebook stają się dla pracodawców coraz powszechniejszym źródłem wiedzy o potencjalnych kandydatach na wolne stanowiska. Tyle tylko, że przez nieuwagę na Facebooku można równie łatwo pracę stracić – wystarczy jeden nieprzemyślany komentarz, status czy zdjęcie. Wszystko przez to, że pracodawcy są nadmiernie wyczuleni na punkcie swojego wizerunku. Na Facebooku istnieje nawet stosowna grupa:  Zwolnieni z powodu Facebooka zrzeszająca użytkowników, którzy musieli pożegnać się z pracą w wyżej wymienionych okolicznościach.
    Dlaczego pracodawcy monitorują aktywność podwładnych w mediach społecznościowych? Według Michała Filipkiewicza, rzecznika serwisu praca.pl, chodzi przede wszystkim o ochronę dobrego wizerunku pracodawcy, ale także o sprawdzanie lojalności pracowników.

    „Czasem zdarza się, że w portalach związanych z karierą ludzie piszą, że poszukują pracy, mimo że są gdzieś zatrudnieni. Dla obecnego pracodawcy jest to więc klarowna informacja, że jego pracownik chce odejść” – wyjaśnia Filipkiewicz. A to powoduje już niewątpliwie utratę zaufania pracodawcy do pracownika.
    Do błędów najczęściej popełnianych przez użytkowników takich serwisów, a mogących stanowić podstawę do zwolnienia, należy umieszczanie negatywnych komentarzy o pracodawcy lub wykonywanej pracy. Przywołajmy tu klasyczny już przykład niefortunnej (delikatnie mówiąc) wypowiedzi na Facebooku, której autorka poniosła dotkliwe konsekwencje. Niejaka Lindsay, młoda Brytyjka, najwyraźniej po ciężkim dniu w pracy dała upust swojej frustracji na swoim profilu, określając swojego szefa w dość niewybrednych słowach. Nie zwróciła uwagi na fakt, że jej przełożony jest jej znajomym na Facebooku, wobec czego ma dostęp do wszystkich opublikowanych przez nią postów.

    Nie mniej ryzykownie zachowała się moja córka, która na swoim profilu wyraziła opinię o wiosennej kolekcji sieci, w której pracowała. Najpierw była rozmowa z kierowniczką, a tydzień później rozwiązanie umowy o pracę.

    Wystarczy prześledzić inne historie tego typu, by przekonać się, że wylecieć z pracy można za niemal wszystko. Korzystając z mediów społecznościowych musimy pamiętać, że przez wielu jesteśmy postrzegani jako wizytówka firmy. Jeśli więc wypowiadamy się na jakimś forum i popełniamy merytoryczne błędy, zachowujemy się niekulturalnie, wprowadzamy w błąd, to tego typu „wpadki” mogą być powodem do zwolnienia z pracy. Aby uniknąć nieprzyjemności w pracy, trzeba pamiętać, by przemyśleć to, co chce się napisać; przeczytać swoją wypowiedź przed jej opublikowaniem i nie krytykować pracodawcy, który cię zatrudnia, bo nikt w sieci nie jest anonimowy i jeśli pracodawca się uprze, to jest w stanie dowiedzieć się, kto robi mu czarny PR, nawet jeśli używamy fikcyjnego konta.

    A najbezpieczniej jest zniknąć z tego wirtualnego piekiełka. Żyć w spokoju siejąc bazylię, zbierając grzyby i karmiąc kury, niekoniecznie nioski.

    Wacław Piechocki

    Poprzedni artykułJohn Irving „Ostatnia noc w Twisted River”
    Następny artykułWitaj w Burlesque