Strona główna Konkursy Co to, gdzie to? Zagadka nr 26

Co to, gdzie to? Zagadka nr 26 [KONKURS]

1

Kamienica „Pod Złotym Chłopkiem” to prawdziwa kopalnia legend i prawdziwych historii. Czytelnicy Swidnica24.pl znakomicie poradzili sobie z odpowiedziami i wybór zwycięzcy nie był łatwy. Nagroda ostatecznie trafia do pani Marii Kaczmarek, która wykazała się wyjątkową dociekliwością i wyszukała mnóstwo informacji. Ponieważ po poprzednim tygodniu mamy swoistą kumulację, do pani Marii trafiają dwa zaproszenia do świdnickiego kina Cinema 3D na dowolnie wybrane filmy. Gratulujemy!

Zanim przytoczymy odpowiedź na ubiegłotygodniowa zagadkę, kolejne pytanie.

Zagadka nr 26:

Ten herb może wydawać się nawet nieco zabawny, choć na pewno nie humor był intencją jego twórców. Co symbolizuje i gdzie się znajduje? Osoba, która udzieli najpełniejszej i najciekawszej odpowiedzi, otrzyma w nagrodę zaproszenie do kina Cinema 3D.

Odpowiedzi należy nadsyłać na adres [email protected] do soboty, 26 stycznia, do godziny 12.00. W tytule proszę wpisać “Co to, gdzie to? Zagadka nr 26”, w treści odpowiedź na pytanie, imię i nazwisko, nr telefonu (do wiadomości Redakcji) oraz zgodę na publikację imienia i nazwiska. Pod odpowiedzią należy podać źródła, z jakich Państwo korzystali. Zwycięzca zostanie ogłoszony 26 stycznia na portalu Swidnica24.pl. Także 26 stycznia kolejna zagadka!

Odpowiedź pani Marii Kaczmarek na zagadkę nr 25:

Jest to kamienica „Pod Złotym Chłopkiem”. Nazwa kamiennicy nawiązuje do złotej figurki chłopca znajdującej się nad portalem kamienicy. Późnorenesansowy portal ukazuje dwa aniołki, które trzymają klepsydrę i ludzka czaszkę. Nad aniołkami znajduje się napis w języku łacińskim, oznajmiający, że drzwi te mają być zamknięte dla wroga, a otwarte dla przyjaciela.

 

Przedstawiam trzy historie związane z tą kamienicą:

Historia pierwsza

Legenda o chciwym rajcy

W domu „Pod Złotym Chłopkiem” (Rynek 8) miał mieszkać rajca miejski o nazwisku Zechli, który będąc alchemikiem próbował wytworzyć złoto. Jednak jego wszystkie próby zakończyły się niepowodzeniem. Aby zrealizować marzenie o bogactwie zakupił kawkę i tak ją wytresował, że poprzez wybite okno wlatywała codziennie do skarbca ratuszowego i przynosiła mu w dziobie złote i srebrne monety oraz kamienie szlachetne. Kradzież została szybko wykryta i ujęto sprawcę. Za swój czyn chciwy rajca został zamknięty na tarasie wieży ratuszowej. Po dziesięciu dniach umarł z głodu. Na pamiątkę tego wydarzenia na wieży ratuszowej umieszczono ponoć rzeźbę tegoż nieszczęśnika. Jej pozostałością ma być kamienna głowa w holu świdnickiego ratusza.

Wiesław Rośkowicz

Przedstawiona wyżej legenda została opublikowana już w 1667 r. Poniżej zamieszczono jej tłumaczenie z języka niemieckiego

Mówi się ogólnie, że dawnymi laty było w Świdnicy dziwne zdarzenie. Pewien rajca, mieszkający naprzeciw piwnicy ratuszowej, przywłaszczał sobie złoto ze skarbca miejskiego. Aby zaspokoić swoją chciwość, wytresował tak kawkę, że wieczorem wlatywała ona przez wybitą szybę, albo przez otwarte zakratowane okno, do starej izby ratuszowej i wynosiła w dziobie jedną albo i kilka złotych monet. Monety nie były zamknięte w szkatułce, bo uważano, że pomieszczenie jest dostatecznie bezpieczne i zostawiano je na stole. Gdy wreszcie zauważono wielki brak pieniędzy, rajcy podejrzewali się wzajemnie. Dlatego pozostawili jednego z nich w nocy w zamkniętej izbie ratuszowej, aby oczekiwał na złodzieja.
Po zachodzie słońca, przy zapadającym zmroku, nadleciała kawka i tak jak ją wytresowano, weszła przez okno. Wzięła w dziób złotą monetę i pofrunęła z nią do domu wspomnianego wcześniej rajcy. Gdy ten podstęp sobie uświadomiono, zostawiono na stole izby kilka oznaczonych monet, które ponownie zostały zabrane przez fruwającego posłańca.

Potem zebrała się cała rada w sali posiedzeń i podjęła decyzję, jaka kara powinna spotkać tego, kto kradnie dobro wspólne. W obradach uczestniczył także winny rajca, który nie wiedząc do czego zmierza zebranie, wypowiedział następujący osąd: Ten, który odważa się dochody publiczne zmniejszać jest godny tego, aby z najwyższego tarasu wieży ratuszowej schodzić aż do ziemi, albo na tarasie ponieść śmierć głodową.

Następnie posłano straż miejską do domu winnego rajcy, gdzie odnaleziono nie tylko wytresowaną kawkę, lecz także oznaczone złote monety. Wymieniony rajca, który był starcem, co też zachowana do dziś kamienna rzeźba ukazuje, miał wielką zaokrąglona brodę, która w owych czasach była uważana za niezwykłą ozdobę, sam się dobrowolnie i cierpliwie poddał karze, którą ustalił. Z powodu jego starości chciano ją nawet złagodzić.

Straszna, a jednak godna zapamiętania historia! Stary człowiek, który poprzednio cieszył się wielkim poważaniem, po oznajmieniu mu wyroku, udał się na taras wieży w obecności wielu setek ludzi.
Jego dzieci rozpaczały, gdy ich starego, a kochanego ojca musiały oglądać, jako wystawionego na lżenie i hańbę przez wydany na siebie wyrok! Smutek jego przestraszonej żony, która część swego serca, wśród wzdychań i boleści, w czasie radości tłumu musiała widzieć i opłakiwać, gdy jej mąż był wystawiony na wysokościach wieży na urągowisko!

Biedny grzesznik, który wydał wyrok sam na siebie, przepełniony był śmiertelną trwogą. Jednakże zebrał jeszcze pozostałe mu siły do tego, aby zejść pod tarasem na kamienną balustradę, albo trójkątny kąt wieży, drżąc i bojąc się. Tam z głodu wyżerał własne ciało na rękach i nogach tak daleko, jak tylko mógł dosięgnąć i pokutując za swoje grzechy w dziesiąty dzień wyzionął duszę, obmytą przez gorzkie łzy.

Gdy biedne sieroty wraz z ich pogrążoną w głębokim smutku matką, która ze swoim mężem wiele lat przeżyła w zgodzie i urodziła mu pięcioro dzieci, ojca i męża ujrzeli jak własne ciało wyżerał pod wpływem głodu, a oni mu nie mogli pomóc, ani nawet okruszki chleba podać. Jak to wspomniano dziesiętnego dnia zakończył pokutujący grzesznik swoje nędzne życie,  a w miejscu gdzie uszła z niego dusza, wykonano kamienny posąg, ukazujący jego postać ku wiecznej pamięci popełnionego przestępstwa. Umieszczono go na kamiennej balustradzie wieży. Posąg ten w roku 1642 silny wicher zrzucił, zachowaną zaś z niego głowę umieszczono w ratuszu.

Wg opracowania: W. Rośkowicz na podstawie tłumaczenia E. Nawrockiego fragmentu książki E. I. Naso pt.: Phoenix redivivus Ducatuum Svidnicensis et Jauroviensis. Der wiederlebendige Phoenix der beiden Fuerstenthuemer Schweidnitz und Jauer, wydanej we Wrocławiu w 1667 r.

Historia druga

Świdnica w okresie wojny trzydziestoletniej (1618-1648)

Wojna nie ominęła również Śląska. Wyjątkowo straszne żniwo zebrała ona w Księstwie Świdnicko-Jaworskim, a Świdnica z pewnością zaliczała się do miast, które jej skutkami dotknięte zostało najbardziej. Po zakończeniu wojny na terenie Księstwa Świdnicko-Jaworskiego znajdowały się obszary, na których ludność zmniejszyła się o ponad 2/3 w stosunku do okresu sprzed 1618 r., a niektóre wsie wręcz zupełnie znikły z  powierzchni ziemi (np. wieś Laurichendorf pomiędzy Bojanicami i Bystrzycą Górną).

W roku 1626 Świdnica musiała wystawić oddział złożony z 80 osób. Utworzono z nich kompanię pod dowództwem kapitana von Dönhofa. W ciągu 13 miesięcy wydano na jej zaopatrzenie, żołd i amunicję około 10.826 florenów.

W 1626 r. naczelny dowódca wojsk cesarskich książę Albrecht von Wallenstein przybył na czele 30.000 żołnierzy na Śląsk. Dnia 23 sierpnia dotarł do Świdnicy. Rajcy miejscy udali się przed Bramę Strzegomską, aby przywitać słynnego wodza i wręczyć mu klucze do miasta. Nie przyjął ich i wezwał przy tej okazji mieszczan do zachowania wierności cesarzowi. Wallenstein wkroczył następnie do miasta przez Bramę Dolną i udał się na kwaterę do domu „Pod Złotym Chłopkiem” (Rynek 8). Był on wtedy własnością dr. med. Henryka Kunitza, ojca znanej później astronomki Marii Kunitz. Razem z Wallensteinem zakwaterowano w mieście wyższych dowódców, zaś pozostałych żołnierzy w okolicznych wsiach, którzy od razu poczynili w nich wiele szkód, m.in. podpalali domy oraz wypędzali konie i bydło. Gdy następnego dnia wieść o tym dotarła do dowództwa, wyznaczyło ono komisję do spraw zaopatrzenia wojska w żywność. Miasto od pierwszego dnia pobytu armii musiało jej dostarczać chleb i piwo.

Dnia 24 sierpnia Rada Miejska urządziła ucztę dla Wallensteina i jego generałów.
Z pobytem Albrechta von Wallensteina związane było ciekawe wydarzenie. Podczas dwóch nocy, które spędził w Świdnicy, na rynku musiała być zachowana jak największa cisza, zakazano nawet gwizdania stróżom nocnym, a zegar na wieży ratuszowej nie mógł wydzwaniać godzin. Nic bowiem nie mogło zakłócać ciszy nocnej wybitnego wodza. Rankiem 25 sierpnia Wallenstein w towarzystwie niewielkiego oddziału huzarów opuścił Świdnicę i udał się do Ołomuńca na Morawach. Jego dwudniowy pobyt kosztował miasto 7.241 florenów.

Opracowano na podstawie:

1.Krebs  J., Die   Drangsale   der   Stadt   Schweidnitz   im 30jährigen  Kriege  und  speciell  im  Jahre   1627,  (w.) Zeitschrift des Vereins für Geschichte Schlesiens,  Bd. 14, Breslau 1878, s.1-40

2.Radler  L., Schweidnitz  als  Garnisonstadt   (1620-1920), Breslau 1937
3. Radler L., Das Schweidnitzer Land im Dreßigjährigen Krieg (1618 – 1648), (= Beiheft zum Jahrbuch für Schlesische Kirchengeschichte), Lübeck 1986
4. Schirrmann W., Chronik der Stadt  Schweidnitz, Schweidnitz  (ok. 1908)

5. Schmidt F. J., Geschichte der Stadt Schweidnitz, t.1 – 2, Schweidnitz 1846 – 1848

6. Schubert  H., Bilder aus der Geschichte der Stadt Schweidnitz, Schweidnitz  (ok. 1912).

Historia trzecia

Maria Kunic (Cunitia, Kunicia, Cunitz, Kunitz) ur. 29 maja 1610 w Świdnicy, zm. 22 sierpnia 1664 w Byczynie. Córka Marii Schultz i doktora medycyny i filozofii Henryka Kunitza (Cunitiusa), który był legniczaninem. W 1607 r. przyjął posadę lekarza miejskiego w Świdnicy i zamieszkał w kamienicy  Rynek 8 „Pod Złotym Chłopkiem”.
O życiu Marii dowiadujemy się z Historioli Eliasa von Löwen. W jej rodzinie opowiadano, że przyszłą astronomkę nie obchodziły lalki ani hałaśliwe dziecięce zabawki. Z własnej chęci bardzo wcześnie zapragnęła poznać litery i pod koniec piątego roku życia umiała już biegle czytać. Na jej prośbę rodzice zgodzili się, aby była obecna na lekcjach pobieranych w domu przez brata. Od siódmego roku życia przysłuchiwała się więc lekcjom gramatyki łacińskiej i katechizmu. Ośmioletnią Marię zaczęto wdrażać do spraw gospodarstwa domowego i prac ręcznych. Ale dawała sobie z nimi radę tak dobrze, żezostający jej wolny czas mogła poświęcać na lekturę i kształcenie się w języku łacińskim pod kierunkiem „niemych nauczycieli, czyli książek”. Trzy lata później, z woli rodziców pobierać zaczęła lekcje muzyki instrumentalnej i śpiewu, a z własnej inicjatywy opanowała przy okazji umiejętność zamiany zapisu nutowego na tabulatorowy i odwrotnie. Na wiek lat dwunastu przypadły z kolei początki jej prób malarskich. Dzięki samokształceniu opanowała obok języka niemieckiego i łaciny, także język francuski, polski, włoski, hebrajski i grekę. Interesowała się astronomią oraz kształciła w poezji, malarstwie, muzyce, a także matematyce, medycynie i historii.
W 1623 wyszła za mąż za prawnika Dawida Gertsmanna. Z okazji tych zaślubin wiersz napisał Daniel Czepko. Gerstmann zmarł podczas zarazy w 1626. Potem Maria poznała Eliasa von Löwen, który był uznanym matematykiem. Połączyły ich wspólne zainteresowania naukowe i małżeństwo (1630). Dzięki Eliasowi Cunitia zajęła się najważniejszym problemem ówczesnej astronomii, jakim była zapoczątkowana przez Kopernika debata nad budową Wszechświata. Wspólnie z dachu kamienicy „Pod Złotym Chłopkiem” dokonali obserwacji planet Wenus i Jupitera.

Jak pisała Aneta Augustyn z Gazety Wyborczej:

Przesadnym wypatrywaniem nieboskłonu bulwersowała współczesnych świdniczan, którzy zwracali jej uwagę, iż nie wypada, żeby młoda kobieta w dzień spała, a nocami siedziała na dachu. Zwłaszcza osoba ze znakomitej lekarskiej rodziny, w której dbano o staranne wykształcenie i obyczajne zachowanie.
Nastoletnia Maria władała greką, łaciną, hebrajskim, włoskim, francuskim, polskim i niemieckim; grała na lutni, śpiewała, malowała i, tak jak ojciec, miejski lekarz, interesowała się medycyną. W wieku 15 lat była już wdową, która dzięki dbałości ojca nadal pobierała nauki u prywatnych nauczycieli. Zajęcia z Eliasem von Löwenem, młodym matematykiem, poskutkowały ponownym małżeństwem i wielką miłością do astronomii: młodzi całymi nocami obserwowali ciała niebieskie z dachu rodzinnego domu Pod Złotym Chłopkiem.

Stąd też wzięły się złośliwe uwagi współczesnych. U jednego z biografów Kunic, J. E. Scheibla, znajdujemy miejscowe, śląskie podanie ludowe, w którym utrwaliła się postać astronomki, jako kobiety dziwnej, która noc spędzała na oglądaniu gwiazd, a dnie w łóżku, śpiąc i zaniedbując gospodarstwo domowe.
Wojna trzydziestoletnia i prześladowania religijne zmusiły Marię i Eliasa do opuszczenia Świdnicy (ok. 1636), do której już nie powrócili.

Źródła:

Gazeta Wyborcza

Muzeum Dawnego Kupiectwa: Szkice historyczne

 Życie i dzieło astronom Marii Kunic (Cunitii) 1610-1664

Poprzedni artykułPorażka ŚKPR-u w sparingu z Czechami
Następny artykułKula ziemska, szachy, zegar?

1 KOMENTARZ

  1. Cudne są te legendo-historie. Bardzo za nie dziękuję. Jako dziecko stawałam przed "złotym chłopkiem"i wymyślałam jego dzieje. Był moim znajomym i kimś ważnym. Ale to było dawno, prawie jak w bajkach.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.