Strona główna Magazyn Turystyka Małki w podróży: Zamek Chojnik

Małki w podróży: Zamek Chojnik

0
Jakiś czas temu obiecaliśmy Madzi przejażdżkę pociągiem, a że wobec naszej córki zawsze staramy się być słowni, to szukaliśmy dobrej okazji, by obietnicy dotrzymać. Tylko co zrobić jeżeli za oknem cały czas szaro, buro i ponuro? Jechać dla samego jechania? Niezbyt nam się to uśmiechało, chociaż dziecko pewnie i tak byłoby przeszczęśliwe. Przyznamy szczerze, że powoli traciliśmy już nadzieję, że w tym roku uda się jeszcze coś w tej kwestii zrobić, aż tu niespodziewanie przyszedł ciepły i słoneczny listopadowy weekend. Gdy tylko ujrzeliśmy prognozy pogody od razu podjęliśmy decyzję: jutro z rana pędzimy na dworzec PKP i zdobywamy Zamek Chojnik, kolejny z punktów Europejskiego Szlaku Zamków i Pałaców.
 
Kiedy o 5:30 zadzwonił budzik wszystko potoczyło się w iście ekspresowym tempie. Szybkie pakowanie, herbata do termosu, spacer z psem i nawet się nie obejrzeliśmy, a już z kubkiem gorącej kawy siedzieliśmy w pociągu relacji Wrocław Główny – Szklarska Poręba Górna. Nasz cel: Sobieszów, dzielnica Jeleniej Góry, położona u stóp wzgórza Chojnik, na które to właśnie zamierzaliśmy się tego dnia wspiąć, by zwiedzić mieszczący się tam średniowieczny zamek.

Stacja kolejowa Jelenia Góra Sobieszów
Stacja kolejowa Jelenia Góra Sobieszów

Któż z nas jako dziecko nie lubił jeździć pociągami? Nam zostało to do dzisiaj. Tym razem jednak czekało nas coś więcej niż tylko zwykły przejazd. Mieliśmy bowiem okazję odbyć podróż jedną z najpiękniejszych tras na całym Dolnym Śląsku, pełną malowniczych pejzaży, zabytkowych dworców oraz urokliwych miasteczek poukrywanych gdzieś w dolinach. Krajobraz zmienia się tu dosłownie jak w kalejdoskopie. Początkowo jest płasko i momentami monotonnie, lecz już od Jaworzyny Śląskiej akcja zaczyna nabierać tempa. Kiedy mija się Świebodzice, płaski teren ustępuje miejsca pagórkom. A to tylko początek, bo w okolicach Wałbrzycha następuje całkowita zmiana scenografii – wjeżdżamy w Sudety. Finałem jest zaś spektakularny widok na Karkonosze oraz pełna uroku panorama Jeleniej Góry.

Sobieszów

Do celu naszej wycieczki dotarliśmy krótko przed godziną 10. Była niedziela. Wokół panowała błoga cisza i spokój. Ewidentnie Sobieszów dopiero budził się ze snu. Gdy tylko wysiedliśmy na stacji od razu zauważyliśmy lekko zamglony szczyt z charakterystyczną sylwetką zamku Chojnik. Pierwsza myśl: „Jak to daleko!”. Przyznamy, że tego nie do końca się spodziewaliśmy. Decyzja o wyjeździe była spontaniczna, a mapa Google pokazywała przecież czas przejścia: około godziny. Momentalnie pojawiły się wątpliwości. Czy my oby na pewno damy radę z Madzią się tam wspiąć? Wiadomo, trzeba mierzyć siły na zamiary, a my mieliśmy tylko 5 godzin aby tego dokonać. Niby dużo, ale jednak doświadczenie podpowiadało nam, że zleci jak z bicza strzelił. Nie było wyjścia – podejmujemy wyzwanie. Skoro nasza córka dała radę wejść samodzielnie na Połoninę Wetlińską w Bieszczadach, to i tu da. W ostateczności w odpowiedniej chwili zawrócimy, a i tak będzie to udany dzień, bo spędzony w górach, na świeżym powietrzu.

Sobieszów – budynek Poczty Polskiej (początek XX w.)
Sobieszów – kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa

Zanim jednak zaczęliśmy myśleć o zdobywaniu Chojnika, czekał nas jeszcze spacer przez centrum Sobieszowa. Wiadomo, samochodem podjechalibyśmy na parking najbliżej jak tylko się da, a tu trzeba było maszerować dobre 1,5 kilometra, aby w ogóle dotrzeć do wejścia na teren Karkonoskiego P.N. Tę niewielką w sumie „niedogodność”, którą sobie sami zaserwowaliśmy wybierając pociąg wynagradzała za to zabytkowa i pełna uroku zabudowa, której raczej nie dostrzeglibyśmy przez szyby poruszającego się auta. A trzeba przyznać, że w tej dawnej miejscowości, włączonej w 1976 w granice administracyjne Jeleniej Góry naprawdę jest na czym zawiesić oko lub obiektyw. Zabytków tu ci pod dostatkiem, a i wiele budynków niewpisanych do rejestru zachwyca swoimi wyszukanymi detalami. Za przykład niech posłuży gmach poczty z 1910 roku znajdujący się u zbiegu ulic Chopina oraz Domeyki (fotografia powyżej). Ale nawet jeżeli wymieniać tylko oficjalne zabytki to znajdziecie w Sobieszowie m.in. Pałac Schaffgotschów (1705 r.) wraz z całym zespołem pałacowym, kościół pw. św. Marcina (najstarszy budynek w miejscowości, ok 1305 r.), kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa (dawniej ewangelicko-augsburski, XVIII w.) oraz kilka willi rozrzuconych głównie wzdłuż ulicy Cieplickiej. Szczerze powiedziawszy, to my moglibyśmy spędzić tu nawet cały dzień tylko i wyłącznie na podziwianiu i fotografowaniu architektury.

Sobieszów – kościół pw. św. Marcina
Czerwony szlak. W drodze do kasy K.P.N.

Niestety kolejne minuty upływały, a priorytetem był przecież zamek, więc dokładne zwiedzanie Sobieszowa zostawiliśmy sobie na inną wycieczkę. Tymczasem odszukaliśmy czerwony szlak i zgodnie z tablicą informacyjną podążyliśmy we wskazanym kierunku, w stronę wejścia do Karkonoskiego P.N. Góra Chojnik znajduje się bowiem w jego obszarze, a co za tym idzie za wstęp trzeba uiścić opłatę w wysokości 6 PLN za osobę. Kiedy podeszliśmy kupować bilety po raz kolejny tego dnia zostaliśmy zaskoczeni. Strażnik parku zasugerował nam bowiem: „Idźcie czarnym szlakiem, bo jest zdecydowanie ciekawszy, a wrócicie sobie spokojnie czerwonym”. Kompletnie to zburzyło nasz plan działania, który przygotowaliśmy w oparciu o relacje z sieci. W Internetach wyraźnie pisało, że czarny szlak jest trudny, że skały, i że z małymi dziećmi to absolutnie, a tu osoba kompetentna, widząca rodziców z rozbrykaną trzylatką, sugeruje wspinajcie się właśnie tamtędy? Hmm… Chyba wie, co mówi? Postanowiliśmy więc zaryzykować, choć podjęcie decyzji nie przyszło tym razem łatwo.

W drodze na Zamek Chojnik
W drodze na Zamek Chojnik

Już wkrótce okazało się, iż strażnik miał w stu procentach rację. Czarny szlak prowadzący przez tak zwane Zbójnickie Skały był strzałem w dziesiątkę, a Madzia poradziła sobie z nim doskonale. Na pewno zapamiętamy go na długo, bo dawno nie szliśmy równie ciekawą i jednocześnie spektakularną trasą. Największą atrakcją są oczywiście same skały, na które trzeba się wspiąć. Z pozoru wydaje się to być trudne i pewnie kiedy jest mokro i ślisko tak w istocie jest, ale w pogodny dzień wchodzi się po nich dosłownie jak po schodach, tylko takich bez poręczy i z nierównymi stopniami. Nawet osoba ze słabą kondycją nie powinna mieć z tym większego problemu, a frajdy przy wspinaczce jest naprawdę co nie miara. Ci odważniejsi i przede wszystkim szczuplejsi mogą również spróbować swoich sił przeciskając się przez jaskinię o wymownej nazwie Dziurawy Kamień. My osobiście nie próbowaliśmy, ale kilku śmiałków się znalazło i widać było, że nieźle się przy tym ubawili. Wspinaczka na Zamek Chojnik uświadomiła nam jeszcze jedną kwestię: jak niszczycielska potrafi być natura. Po drodze, bowiem mijaliśmy mnóstwo powalonych drzew. Niektóre z nich miały z pewnością kilkadziesiąt lat. Był to niestety efekt ostatniego orkanu Grzegorz, który przeszedł nad Polską zaledwie tydzień wcześniej.

Na Zbójnickich Skałach
Na Zbójnickich Skałach

W końcu po mniej więcej 1,5 godziny dotarliśmy pod bramę prowadzącą na dziedziniec Zamku Chojnik. Był to najwyższy czas, bo Madzia zaczynała już przebąkiwać coś o zmęczeniu i ogólnie stawała się „na nie”. Widok kamiennych murów od razu postawił ją na nogi. W końcu zgodnie z małkową tradycją musi zdobyć tutejszą wieżę. Tam na pewno Roszpunka gdzieś ukryła dla niej lizaka. To taka nasza dodatkowa motywacja 🙂 Ale zanim to, to jeszcze trzeba było kupić wcześniej bilety, które podobnie jak wstęp do K.P.N. kosztowały 6 PLN od osoby, a sprzedawał je nie kto inny, niż słynny kasztelan tego zamku – Jędrek. Nie znacie? To polecamy wyszukać sobie na YouTube filmy z jego udziałem, w których bardzo ciekawie opowiada o historii, zwyczajach oraz innych zagadnieniach życia w dobie średniowiecza i nie tylko. No, a co z tą wieżą? Otóż chojnicka nie jest może najwyższa, ale za to zapewnia najpiękniejszy widok ze wszystkich obiektów wchodzących w skład Europejskiego Szlaku Zamków i Pałaców. Można bowiem podziwiać panoramę całych Karkonoszy, Gór Izerskich oraz Gór Wałbrzyskich. Doskonale widać z niej Śnieżkę, Szrenicę, czy Śnieżne Kotły, nie mówiąc już o samej Jeleniej Górze i Sobieszowie. Ponadto wyróżnia się jeszcze jednym szczegółem otóż wchodzi sie na nią inną drogą niż schodzi, dzięki czemu ludzie nie muszą przeciskać się w wąskich i ciasnych korytarzach.

Sobieszów – panorama z wieży Zamku Chojnik
Śnieżka – widok z wieży Zamku Chojnik

Chociaż obecnie Chojnik jest jedynie ruiną, to może poszczycić się tym, że w swojej długiej historii nigdy nie został zdobyty przez jakąkolwiek armię. Zresztą nie ma się co temu dziwić, skoro aby się do niego dostać trzeba się najsampierw troszkę zmęczyć, a przy pełnym rynsztunku to pewnie nawet nieźle spocić. Nie oznacza to jednak, że nie próbowano, a i owszem, ostatni raz oblegali go Szwedzi w 1648 roku. Co zatem się takiego stało, że los zamku, który od XIV stulecia dumnie wznosił się nad Sobieszowem został przesądzony? Otóż nadeszła tragiczna w skutkach data 31 sierpnia 1675 roku. Tego dnia wystarczyło jedno uderzenie pioruna, by wywołać pożar, który w krótkim czasie obrócił w gruzy praktycznie wszystko, co znajdowało się w obrębie warowni, pozostawiając po sobie jedynie wypalone ściany, kamienny pręgierz oraz cysternę na wodę. Niestety złe wieści dla Chojnika na tym się nie kończyły. Schaffgotschowie, będący właścicielami budowli, zrezygnowali bowiem z jej odbudowy, przypieczętowując w ten sposób przyszłość zamku.

Zamek Chojnik
Zamek Chojnik
Zamek Chojnik

Ale wracając do nas… Po krótkim odpoczynku i kubku ciepłej herbatki przygotowanej z rana, postanowiliśmy urządzić sobie spacer wśród murów, a przy okazji pozaglądać wszędzie tam, gdzie się tylko da. Co nas zaskoczyło? Jak na warownię sporych rozmiarów, na Chojniku wcale dużo zwiedzania nie było. Żadnych ekspozycji, czy zrekonstruowanych komnat. Nie oznaczało to jednak wcale, że nie było ciekawie. Zadziała nasza ułańska fantazja. Oczami wyobraźni staraliśmy się zobaczyć te wszystkie wnętrza w ich pełnej krasie, którą miały w czasach świetności. Zdecydowanie ułatwiały to tabliczki z informacjami, gdzie właściwie się znajdujemy. Gospodarze mają od nas ogromnego plusa za ich zamontowanie. Jednocześnie, po raz kolejny, przekonaliśmy się o tym, jak bardzo różni się postrzeganie świata przez nas i nasze dziecko. To co nam wydawało sie błahostką i nie robiło kompletnie żadnego wrażenia, dla Madzi urastało do miana największej atrakcji w trakcie wyjazdu. Przykład? Proszę bardzo: wrzucanie pieniążków do cysterny (Zamek Chojnik nigdy nie miał studni) lub sesja zdjęciowa z małymi smokami, które przyleciały tu nie wiadomo skąd.

Zamek Chojnik – cysterna na wodę
Mam nowych kumpli do zabawy 🙂

Jak doskonale wiadomo, każdy szanujący się zamek musi mieć własnego ducha oraz opowieści. Takie miejsca w końcu przesiąknięte są aurą tajemniczości. Chojnik nie odstaje w tym względzie od reszty i także swoje legendy posiada, w tym tą najbardziej znaną o księżniczce Kunegundzie. Jeżeli jesteście ciekawi jak ona brzmi, wystarczy odwiedzić zamek, zasiąść wygodnie na jednej z licznych ławek rozstawionych na dziedzińcu średnim i wsłuchać się w puszczane z głośników nagranie. Dla tych, którzy jednak nie chcą czekać postanowiliśmy ją przytoczyć w skrócie. A było to tak…

Kunegunda była piękną córką kasztelana, który chcąc udowodnić ludziom swoją odwagę, postanowił objechać chojnicki zamek konno. Generalnie coś w stylu: „Ja nie dam rady? Ja?” Jak nie trudno zgadnąć, mogło się to skończyć tylko w jeden oczywisty sposób i tak też się właśnie stało. Kasztelan wraz ze swoim wierzchowcem spadł prosto w 150-metrową przepaść i zginął na miejscu osierocając córkę, ale jednocześnie zostawiając jej całkiem pokaźny majątek. To wydarzenie mocno wpłynęło na psychikę młodej księżniczki, która stała się wręcz nieznośna i jędzowata. Jednak w dalszym ciągu stanowiła niezłą partię, więc chętnych do tego, by ją poślubić oczywiście nie brakowało. Kunegunda postawiła tylko jeden warunek: wyjdę za śmiałka, który dokona tego, co nie udało się mojemu ojcu. Wielu absztyfikantów odjeżdżało pukając sie w czoło, ale znaleźli się również tacy, którzy podejmowali się próby. Niestety zawsze kończyło się to w wiadomy sposób bliskim spotkaniem z urwiskiem. Nierzadko sama księżniczka w tym pomagała celowo rozpraszając młodzieńców. W końcu jednak trafił sie jeden, niejaki Adalbert z Turyngii, który tak przypadł Kunegundzie do gustu, że była dla niego nawet gotowa zrezygnować z morderczej próby. Ten jednak zdecydował się podjąć wyzwanie. Kiedy młoda kasztelanka zauważyła, że mu się udało wprost nie posiadała się ze szczęścia. Tymczasem Adalbert wcale nie miał ochoty wiązać się z kobietą, która była odpowiedzialna za śmierć tylu osób i po prostu odjechał zostawiając Kunegundę z niczym. Zrozpaczona księżniczka nie mogła znieść takiego upokorzenia, więc postanowiła zakończyć swoje marne życie rzucając się z zamkowej wieży prosto w przepaść. Pamiątką tego wydarzenia jest odcisk jej pośladków odbity w skale.

Zamek Chojnik
Zamek Chojnik

Na zakończenie wycieczki czekało nas zejście czerwonym szlakiem z powrotem do Sobieszowa. Wędrówka tą spacerową trasą poprowadzoną wśród bukowego lasu, który jesienią mieni się dodatkowo wszystkimi kolorami żółci i brązów, w niczym nie przypominała drogi, jaką wspinaliśmy się do zamku. W pierwszą stronę było jak na typowym górskim szlaku, a tu brukowana droga bardziej kojarzyła się nam z parkami niż z lasem. Przyszedł też czas na małe podsumowanie dnia  i dzielenie się pierwszymi wrażeniami. Oboje zgodnie uznaliśmy, że Chojnik mimo iż nie jest najbardziej spektakularnym z obiektów wchodzących w skład Europejskiego Szlaku Zamków i Pałaców, to jednak należą mu się słowa uznania i pochwały. W tym przypadku nie chodzi bowiem o samo zobaczenie warowni lecz o jej zdobywanie. Zabawa jaką mieliśmy podczas wspinaczki na Zbójnickie Skały z całą pewnością na długo pozostanie w naszej pamięci. Poza tym bardziej spektakularnej panoramy na Karkonosze oraz Kotlinę Jeleniogórską, jak z zamkowej wieży próżno szukać gdziekolwiek indziej w okolicy…

Czerwony szlak na Chojnik

Tymczasem nawet się nie spostrzegliśmy, kiedy dotarliśmy do stacji kolejowej. Okazało się, że nawet w „madziowym” tempie spokojnie byliśmy w stanie się wyrobić w czasie, co jeszcze 5 godzin wcześniej wydawało nam się mało prawdopodobne. Dopiero gdy usiedliśmy na ławce w oczekiwaniu na pociąg, poczuliśmy jak bardzo zdążyliśmy się zmęczyć tą całą wędrówką. Na całe szczęście  żadne z nas nie musiało prowadzić jeszcze auta. Chyba częściej zaczniemy jeździć na wycieczki pociągami 🙂

P.S.

Na koniec zachęcamy do odwiedzenia oficjalnej strony Zamku Chojnik, na której znajdziecie między innymi informacje na temat godzin otwarcia, kalendarza imprez, a także historii tego obiektu. Znajdziecie ją klikając TUTAJ.

Michał Małko
***
Ola i Michał Małkowie są pasjonatami podróży, a ich miłości do zwiedzania świata nie przerwały narodziny Madzi. Córeczka znakomicie sobie radzi, a jak się okazuje – świat jest coraz bardziej przychylny małym podróżnikom. Ola i Michał prowadzą wyjątkowego bloga Małki w Europie: bardzo precyzyjnie podają informacje praktyczne, sprawdzone „na własnej skórze”. Swoimi doświadczeniami dzielą się także z czytelnikami Swidnica24.pl w cotygodniowym Magazynie. Wszystkie wpisy pochodzą z bloga podróżującego małżeństwa „Małki w Europie”.
Poprzedni artykułPiękniejszy świat Beaty: Kolorowe „zawalacze”
Następny artykułWeekendowy Magazyn Swidnica24.pl